Chiny włączyły się w grę w dewaluację waluty

Chiny włączyły się w grę w dewaluację waluty

[28.02.2014] Wygląda na to, że do uczestników rynku bardzo powoli docierają implikacje niedawnego osłabienie przez Chińczyków ich waluty. W wyniku tego posunięcia kurs juana w relacji do dolara amerykańskiego nagle spadł do poziomu najniższego od wielu miesięcy.

Kiepsko zrozumiano implikacje walutowego posunięcia Chin

Moje wnioski są następujące:

  • Wzrost Chin spowolni do 5% w ciągu najbliższych dwóch-trzech lat;
  • Kraj ten zacznie dewaluować swoją walutę w odpowiedzi na Abenomikę oraz pogorszenie się warunków handlowych Chin;
  • Państwo Środka już nie będzie największym na świecie inwestorem i importerem dóbr inwestycyjnych.

Będzie to miało poważne następstwa poza Chinami, a w 2014 r. zmiany te mogą oznaczać, że:

  • Wzrost Niemiec przyjmie wartość ujemną (w ujęciu kwartał do kwartału) w IV kw. w stosunku do III kw.;
  • Wzrost gospodarki światowej spadnie z niedawnych 3,7% do mniej niż 3%;
  • Prognozy dotyczące ożywienia zostaną ponownie odsunięte na późniejszy termin, a niezsynchronizowane polityki pieniężne głównych banków centralnych zostaną zakwestionowane;
  • Deflacja zapanuje w Europie, a w USA stanie się poważnym zagrożeniem;
  • Na rynkach akcji musi dojść do wyprzedaży. Już wcześniej, po amerykańskim kryzysie bankowym i na rynku nieruchomości, mieliśmy do czynienia z wyprzedażą na rynkach surowcowych; następnie w późnej fazie europejskiego kryzysu zadłużenia przyszła kolej na instrumenty o stałym dochodzie. W chwili obecnej przewiduję 30-procentową korektę w drugim półroczu 2014 r., po odnotowaniu szczytu na indeksie S&P 500, gdzieś między obecnym poziomem 1 850 a 1 890 pkt.

Chiny są wiodącą gospodarką świata. Przyjęły na siebie ciężar wspierania światowego wzrostu w najgorszym momencie kryzysu z lat 2008/09, dokonując tego za pomocą ekspansji fiskalnej na niespotykaną dotąd skalę (niemal 600 mld USD). Kraj ten zwiększył również wskaźnik inwestycji do PKB, co do końca 2013 r. generowało zamówienia wywozowe dla największych eksporterów z Europy i Stanów Zjednoczonych.

Ale od czasu trzeciej sesji plenarnej XVIII zjazdu Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin w listopadzie 2013 r. główne cele elity politycznej tego kraju uległy zmianie: miejsce wzrostu samego w sobie zajęło rebalansowanie, walka z korupcją, zmniejszenie zanieczyszczenia środowiska i nadzieja na to, że może uda się zmienić model wzrostu gospodarczego za pomocą mniejszego kryzysu teraz, by uniknąć większego kryzysu w późniejszym terminie.

Już wcześniej starałem się wyjaśnić, dlaczego Chiny proaktywnie dążą do wywołania niewielkiego kryzysu, by uniknąć dużego, i że tego kraju nie stać już na utrzymanie wskaźników inwestycji do PKB na podwyższonym poziomie.

Teraz wygląda na to, że osłabieniem renminbi Chiny rozpoczęły wprowadzanie fundamentalnych zmian w swojej polityce walutowej. Warto zaznaczyć, że przedstawiciele tego kraju ostro krytykowali Abenomikę i związaną z nią dewaluację JPY, gdyż Japonia i Korea są głównymi konkurentami Chińczyków w dziedzinie eksportu. Ale w ostatnich miesiącach, aż do ubiegłego tygodnia, Chiny pozwalały swojej walucie na umacnianie się – był to efekt uboczny stosunkowo surowej polityki pieniężnej, której celem było opanowanie bańki na rynkach kredytowych. Teraz jednak uwagę znów przyciągają zagrożenia płynące z silnej kondycji juana, a osłabienie przez Chińczyków ich waluty stanowi bardzo istotny punkt zwrotny.

Biorąc pod uwagę aktualne napięcia między Chinami a Japonią, wykres ten jest powodem do obaw dla nas wszystkich: wygląda na to, że Chiny przestaną "być miłe", musimy się zatem zastanowić, co to będzie oznaczać dla stosunków amerykańsko-chińskich. Prowokacyjna decyzja prezydenta Baracka Obamy o ponownym przyjęciu Dalajlamy w Białym Domu nie będzie pomocna w tej sytuacji. Oczywiście czystym zbiegiem okoliczności jest fakt, że zwyżka na USD/CNY zaczęła się niemal dokładnie w dniu, w którym Obama gościł Dalajlamę (spotkali się w piątek, 20 lutego)!

Obecnie Chińczycy nie są zbyt szczęśliwi: trzeba przywrócić równowagę w gospodarce krajowej, a istnieje ryzyko, że zmiana ta wywoła niezadowolenie społeczeństwa i tych przedstawicieli sektora publicznego, którzy w ciągu ostatnich kilku lat tak elegancko korzystali na status quo. Za granicą japońskiemu premierowi Shinzo Abemu zależy, by jego kraj była silniejszy, Stany Zjednoczone "rozrabiają" rozmawiając z Dalajlamą, a na niedawnym szczycie G-20 świat rozwinięty winą za ostatnie spowolnienie obarczył rynki wschodzące.

To z pewnością nie był dobry miesiąc dla koordynacji polityki pieniężnej czy przyjacielskich spotkań na szczycie. Coraz większy potencjał kryzysu politycznego jak na ironię rodzi się w okresie, gdy rynki akcji na całym świecie notują najwyższe poziomy od 7 czy 14 lat, a może i w całej historii, jak to było niedawno w przypadku amerykańskiego indeksu S&P 500. Moja stara teoria ekonomiczna – Ekonomiczny Trójkąt Bermudzki – jest nadal aktualna.

Wciąż mamy powolny wzrost, ogromne bezrobocie i wysokie wyceny rynków akcji. Wszystko to dzięki polityce, która przynosi korzyści jedynie 20% gospodarki, tzn. dużym, notowanym na giełdzie spółkom i bankom, które otrzymują 95% całego kredytu i dostęp do dotacji z instrumentów politycznych. Tymczasem 80% gospodarki – tj. MŚP, które historycznie odpowiadają za 100% tworzonych miejsc pracy – otrzymuje mniej niż 5% kredytu i mniej niż 1% kapitału politycznego.

Rynki a polityka pieniężna

To pogoda! Powodem rozczarowującego początku 2014 r. w USA jest w tej chwili przede wszystkim pogoda – cóż, tylko po części. Moim zdaniem większość inwestorów/ekspertów zapomina, że dane za grudzień i styczeń faktycznie "narodziły" się trzy, sześć i dziewięć miesięcy temu w związku z impulsami w obszarze stóp procentowych i ogólnym cyklem ekonomicznym. Jak już kiedyś pisałem, nasze modele "przewidziały" spowolnienie na rynku nieruchomości, spowodowane gwałtownym skokiem oprocentowania kredytów hipotecznych między majem a sierpniem 2013 r.

Konsumenci w Stanach Zjednoczonych nadal stanowią dwie trzecie gospodarki, ale wciąż są konserwatywni: wydatki wzrosły o 2% w 2013 r., podczas gdy w 2012 r. było to 2,2%, a w 2011 r. 3,4%. Powodem jest przede wszystkim niewielki wzrost płac. Od 2010 r. dochody po opodatkowaniu, skorygowane o inflację, rosną średnio jedynie o +1,6% – by osiągnąć magiczne tempo rozwoju na poziomie 3%, same tylko płace muszą się podnieść o przynajmniej 3%! To mało prawdopodobne w świecie niewykorzystanych mocy produkcyjnych; mimo to jednak eksperci rozpoczęli rok przewidując wzrost w 2014 r. średnio na poziomie 2,9%.

Teraz, po upływie zaledwie miesiąca, napływają kolejne korekty: dla pierwszego kwartału prognozy już obniżono z 2,3% do 2%, i oczekuje się, że przebojowy wynik +3,2% dla IV kw. zostanie skorygowany w dół do zaledwie +2,4%! Znów, śmiechu wart jest taki brak precyzji tych wskaźników – obserwujemy je, podejmujemy na ich podstawie decyzje, ale ostatecznie są one wiarygodne tak naprawdę tylko przez sześć miesięcy od daty pierwszej publikacji. A tyle się mówi o patrzeniu w lusterko wsteczne!

Strategia

Instrumenty o stałym dochodzie: nadal przewidujemy niskie rentowności w 2014 r. – głównie w IV kw. – i na początku I kw. 2015 r. Napływ środków z ETF-ów do inwestycji o stałym dochodzie dla ostatnich 12 miesięcy wynosi 16 mld USD – być może jest to największy napływ od 2002 r.! Preferuję głównie USA i trzon Europy, chociaż włoskie BTP dobrze sobie radzą z politycznym przejściem od Enrico Letty do Matteo Renziego w roli premiera. Moja prognoza spadku rentowności sięga jeszcze zeszłego roku.

Rentowność dywidend wynosi 1,89% wobec 2,72% i dla moich pieniędzy nadal jest atrakcyjna.

Akcje: Przewidywano górkę w I kwartale – przyznaję, nie spodziewałem się, że poziom 1 850 zostanie przebity, ale mój kolega zajmujący się ekonofizyką nadal jest zdania, że istnieją szanse na dojście 1 870/90, a następnie odnotowanie górki. Ja przypominam naszą zaktualizowaną prognozę z listopada 2013 r., która po niewielkich korektach nadal jest aktualna. Relacja ryzyka do zysku wydaje się interesująca: w przypadku wzrostów potencjał dla indeksu S&P 500 wynosi ok. 50 pkt, dla spadków jest to 500 pkt. Pamiętajcie, że korekta o 20-30% pojawia się co cztery do pięciu lat – a do korekty o 10% dochodzi średnio dwa razy w roku.

Rynek walutowy: ogólnie rzecz biorąc USD powinien zyskać wsparcie. Najlepszym długoterminowym wskaźnikiem jest tu tempo rozwoju gospodarki światowej minus wzrost USA. Dlaczego? Ponieważ USD jest walutą rezerwową i często wybieraną w handlu. Gdy świat rozwija się wolniej (czyli teraz…), wówczas USA i USD muszą przyspieszyć, aby uzupełnić lukę.

Wnioski:

Chiny włączyły się właśnie w grę w dewaluację waluty i rozpychają się łokciami, by złapać trochę wiatru w swoje żagle. Jednak nie ma go wystarczająco dużo dla wszystkich.

Steen Jakobsen

Treści dostarcza Saxo Bank Polska

Oceń ten artykuł: