Polska gospodarka wg J.V. Rostowskiego

Polska gospodarka wg J.V. Rostowskiego

[28.05.2010] Minister finansów J.V. Rostowski stwierdził publicznie, że obawia się prezydentury J. Kaczyńskiego, argumentując to tym, że nie możemy sobie pozwolić na podział władzy na szczycie w czasie kryzysu.

Minister finansów jak z telenoweli

MF bardziej martwi się wyborcami niż finansami publicznymi, które po dwóch latach jego urzędowania są w opłakanym stanie. Nie ma co zwalać na Grecję. Okazuje się też, że jednak mamy w Polsce kryzys. A gdzie zielona wyspa, europejski tygrys gospodarczy, gdzie mocne i stabilne fundamenty? Czy rzeczywiście głównym zagrożeniem dla Polski jest dziś kandydatura przedstawiciela opozycji na prezydenta RP? Czy to powinno być największym zmartwieniem sternika polskich finansów publicznych?

Gorzej, że J.V. Rostowski gwałtownie włączając się w kampanię wyborczą, sam zapomniał, jak często się dotychczas mylił w ocenie przyszłych zjawisk gospodarczych i prognozach makroekonomicznych, np. zaprojektował wzrost PKB na 2009 r. na 4,8 proc., a wyszło 1,8 proc. Niewykluczone więc, że i tym razem się myli i źle rozpoznaje zagrożenia.

MF za a nawet przeciw euro

Do niedawna MF zalecał nam szybkie przyjęcie euro, gdyż podobno "kraj jest bezpieczny, mając euro". Twierdził też, że potencjalnie większe ryzyka są dla nas, gdy nie mamy wspólnej waluty. Dziś mówi, że nie ma co się spieszyć, czyli że dobrze, że nie mamy teraz euro. Kilka miesięcy temu MF był pewien, że jeszcze w II poł. 2009 r. możemy wejść do systemu ERM 2, czyli przedsionka euro, a samą walutę przyjąć szybko, bo w 2012 r.

Tak mówił w sejmie jeszcze w styczniu 2009 r. Minęło zaledwie kilka miesięcy i ponoć wytrawny znawca rynków finansowych twierdzi coś całkowicie odwrotnego: "Strefa euro podobnie jak dom potrzebuje naprawy, odmalowania. W pewnym sensie jak są budowlani to lepiej w domu nie być. Za te kilka lat, jak strefa euro będzie wzmocniona, będziemy mogli się spokojnie wprowadzić". Odniesienia do budowlańców wynikają być może z faktu, że MF jest szczęśliwym posiadaczem kilku mieszkań
i domów.

Problem w tym, że zarówno Unię Europejską, jak i Polskę czeka dziś dłuższy i poważniejszy remont – być może nawet remont generalny finansów publicznych i systemu bankowego. A za finanse publiczne Polski odpowiada J.V Rostowski i to już od 2 lat. Czyżby więc potrzebował dłuższego urlopu na czas owego remontu, bo samo malowanie już nie wystarczy? Ten remont może potrwać znacznie dłużej, niż sądziliśmy, i zrujnować nasze portfele. MF ostrzega dziś, że mógł nam grozić ogólnoświatowy kryzys z powodu rozprzestrzeniającej się greckiej zarazy, a Polska nie dałaby sobie rady z takim tsunami.

MF solidarny z Grekami

MF tak dalece zmienił zdanie, że dziś twierdzi, że nasz kraj może udzielić gwarancji krajom strefy euro, sam będąc poza tą strefą. Przypomnijmy, że gdy w 2009 r. nasi przyjaciele Węgrzy znaleźli się w poważnych tarapatach z powodu kryzysu i poprosili UE o pomoc, to właśnie przedstawiciele Polski odcinali się od solidarności i odmówili wsparcia dla węgierskich propozycji dotyczących pomocy. Dziś MF mówi wyjątkowo pięknie, ale coś zupełnie odmiennego, mianowicie: "Uważam, że każdy akt solidarności procentuje wielokrotnie, a każdy akt egoizmu narodowego i małostkowości także procentuje, ale w ujemnym sensie i kosztuje".

Czyli Greków warto wspierać, a Węgrów niekoniecznie. Według MF gdyby nie decyzja o stworzeniu Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji – 500 mld euro, "kryzys mógł się podobno rozwinąć w sposób absolutnie katastrofalny, a jego skutki nie ominęłyby Polski". Według polskiego mistrza iluzji, zagrożenie zostało już odsunięte. I tu niestety MF znowu się myli, bo na razie są to pieniądze wirtualne.

Chwilowa euforia nie oznacza końca kryzysu. A oprócz greckiego tsunami groźny – kto wie, czy nie znacznie groźniejszy

– może się okazać rodzimy tajfun Vincent. Według naszego speca od finansów my obywatele powinniśmy być świadomi tego, że w tych trudnych czasach także gospodarka polska, która jest zdrowa i silna, płynie po wzburzonych morzach

– to mała łódka, ale dobrze skonstruowana, jak twierdzi MF. Czyżby nasza zielona wyspa zaczęła dryfować? Przecież była do wczoraj jeszcze niezatapialna. Ta słynna łódka MF J.V. Rostowskiego przypomina dziś wielu bardziej Titanic niż Arkę Noego. Od blisko dwóch lat MF ocenia polskie finanse jako bardzo stabilne i gwarantował Polakom, że polska gospodarka jest odporna na kryzys.

Nie zwalać na Grecję i powódź

MF chełpi się dziś tym, że w dobie kryzysu działał wyprzedzająco i odpowiedzialnie: "Znacząco poprawiliśmy stabilność finansów publicznych". Ukażmy więc nieco z tej stabilności finansów publicznych naszego kraju, prawdę o sukcesach i dokonaniach MF przez ostatnie dwa lata. Czy rzeczywiście zielona wyspa na tle czerwonej Europy ma tak mocne fundamenty, jak to serwuje nam rządowy PR?

Pod koniec 2007 r. gdy stery na ulicy Świętokrzyskiej przejmował nie kto inny tylko były współpracownik L. Balcerowicza J.V Rostowski, dług publiczny Skarbu Państwa wynosił ok. 520 mld zł, dziś przekracza 700 mld zł, a na przełomie 2010/2011 zbliży się do kwoty 800 mld zł. Jeśli będzie rósł w takim tempie jak dotychczas – ok. 100 mld rocznie – to w 2012 r. osiągniemy poziom długu publicznego Skarbu Państwa w okolicach 1 bln zł.

Tylko przez ostatnie dwa lata ten właśnie minister zadłuży nas najprawdopodobniej na 200 mld zł netto. To jest ten prawdziwy sukces J.V. Rostowskiego, gdy idzie o finanse publiczne. Jeszcze w połowie ubiegłego roku MF nie chciał słuchać nikogo, zapewniał polską opinię publiczną, że najgorsze jest już za nami.

Przypomnijmy – deficyt budżetowy w 2007 r., gdy oddawano ster finansów publicznych J.V. Rostowskiemu, wynosił 19,9 mld zł. Dziś oficjalny deficyt wynosi 52 mld zł, ale realny prawdziwy, niezamieciony pod dywan, pozbawiony księgowych sztuczek wynosi ok. 90 mld zł. Wystarczy jedynie doliczyć deficyt rzędu blisko 2 proc. PKB: Krajowego Funduszu Drogowego, deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych czy 7,5 mld Funduszu Rezerwy Demograficznej. Również deficyt sektora finansów publicznych to kwota już dziś znacząca: 7,1 proc. PKB, i będzie ona rosnąć.

Wzrosły też aż o 8 proc. do kwoty ponad 25 mld zł zaległości podatkowe, a skala błędów legislacyjnych w sferze podatków VAT, PIT i CIT jest nadal bardzo poważna. W 2007 r., gdy J.V. Rostowski rozpoczynał swą działalność jako MF, wzrost PKB wynosił 6,4 proc., w 2009 r. wyniósł zaledwie 1,8 proc. Stopa bezrobocia wynosi dziś przecież ponad 12,5 proc. Dolar w 2007 r. był po 2,77 zł, euro po 3,78 zł. Dochody budżetowe miały być w ubiegłym roku na poziomie 303 mld zł, a wyniosły 274 mld zł.

Obecne zadłużenie zagraniczne Polski wzrosło wręcz do niebotycznych rozmiarów i wynosi 193 mld euro, więc jest ono porównywalne z greckim (300 mld euro). Przypomnijmy, że E. Gierek pożyczył ok. 25 mld dolarów, ale sporo zbudował. My praktycznie sprzedaliśmy już cały wartościowy majątek, z bankami na czele. Tylko w 2009 r. polskie zadłużenie zagraniczne wzrosło o 21,1 mld euro. W tym roku nie będzie lepiej. Zadłużenie zagraniczne przedsiębiorstw wynosi dziś ok. 86 mld euro, zadłużenie sektora publicznego ok. 61 mld euro.

Polskie finanse publiczne chwieją się w posadach i nie ma co zwalać na Grecję. Skoro tak dobrze jest z naszymi finansami publicznymi, to dlaczego rentowność 2-letnich obligacji Grecji, stojącej na skraju bankructwa, która na razie potrzebowała 110 mld euro, wynosi tylko 6,8 proc., a Węgier będących od lat w totalnym kryzysie 5,2 proc., natomiast naszych polskich już 4,8 proc. Nawet rentowność papierów wartościowych Portugalii, Hiszpanii, dotkniętych jak Grecja zarazą, wynosi niewiele ponad 2,2 proc. W kryzysowej Irlandii również poniżej 2 proc., podobnie jak we Włoszech.

Będą podwyżki podatków i cięcia wydatków, ale po wyborach

Ten rząd i ten MF nie unikną wzrostu podatków, żeby nie wiem jak się zaklinali. Czekają tylko na wybory. Wydatków sztywnych nie da się łatwo wyeliminować. Poważne problemy z budżetem czekają nas już od 2011 r. Dużych cięć i oszczędności nie da się w Polsce poczynić bez wyraźnego spadku popytu i długotrwałej recesji. Albo więc rząd będzie zmieniał definicje progów oszczędnościowych, albo szukał nowych dodatkowych dochodów. Zacznie prawdopodobnie od likwidacji resztek symbolicznych ulg podatkowych, jakie nam pozostały, oraz zlikwidowania preferencji w podatkach pośrednich, w tym VAT.

Wszystkie grupy towarów i usług zostaną wtedy prawdopodobnie objęte jedną podstawową stawką. Powróci pewnie wyższa składka rentowa i zdrowotna. Sama bowiem reguła wydatkowa nie da wiele. L. Balcerowicz, promotor i współpracownik MF J.V. Rostowskiego, już otwarcie proponuje, że aby uzdrowić finanse publiczne, należy wydłużyć wiek emerytalny i obniżyć płace. Ciekawe, czy z tych rad skorzysta J.V. Rostowski?

W wywiadzie z 20 lipca 2009 r. MF zapewniał nas, że "Platforma jest ostatnim ugrupowaniem, które chciałoby podnosić podatki, ale są rzeczy jeszcze gorsze". Ciekawe, co miał na myśli MF, gdy idzie o to "gorsze"? Czyżby myślał o cięciach płac w sferze budżetowej, ograniczeniu, indeksacji i waloryzacji rent i emerytur, ograniczeniu indeksacji zasiłków socjalnych, w tym chorobowych, ograniczeniu zasiłków pogrzebowych, ograniczeniu praw nabytych czy wreszcie ograniczeniu subwencji oświatowej?

Gminy już zwalniają nauczycieli. Kilka dni wcześniej, 17 lipca, MF zastrzegł się co prawda, że jeśli w drugiej połowie 2010 r. i w 2011 r. nastąpi przyspieszenie gospodarki, to nie powinno być potrzeby podwyżek podatków. A co jeśli nie nastąpi, a widać niestety coraz wyraźniej, że zamiast ożywienia będzie raczej osłabienie? Niewątpliwie z początkiem 2011 r. czeka nas cała seria cięć wydatków, podwyżek podatków i obciążeń fiskalnych. Trzeba tylko mieć własnego prezydenta, który nie zaprotestuje. J.V.

Rostowski zaklinał się wielokrotnie, że Polska nie przekroczy w 2009 r. 50-proc. progu ostrożnościowego zadłużenia do PKB, a w 2010 r. progu 55 proc. Oficjalny próg 49,9 proc. za 2009 r. jest czysto wirtualny, a jego osiągnięcie to zasługa swapów walutowych, które polskie MF w wysokości ok. 3 mld euro zastosowało pod koniec ubiegłego roku. Jak widać nie tylko Grecja stosowała swapy walutowe. W tym roku Komisja Europejska przewiduje, że zbliżymy się do 59,3 proc. zadłużenia w relacji do PKB. MF ma świadomość tego, że "w przypadku gdybyśmy zderzyli się z limitem konstytucyjnym relacji długu publicznego do PKB na poziomie 60 proc. i gdyby się okazało, że spowolnienie trwa i będzie trwało kilka lat, to będziemy musieli coś zrobić".

Ciekawe co? Czy właśnie to, co proponuje L. Balcerowicz: obniżkę płac, wydłużenie wieku emerytalnego, na początek? Minister J.V. Rostowski nadal uważa, że uratował Polskę przed kryzysem. Niedawno pouczał przecież ministrów finansów krajów Unii, jak walczyć z kryzysem. W wywiadzie prasowym z 30 stycznia 2010 r. MF twierdził, że "za obecną luźną polityką pieniężną nie powinno iść poluzowanie polityki fiskalnej, gospodarka światowa dałaby sobie radę bez bodźca fiskalnego w latach 2008-2009, w latach 2010-2011 bodziec ten będzie jeszcze mniej potrzebny".

A tu klops. Unia i KE nie posłuchały tych światłych rad i stało się coś całkiem odwrotnego, niż sugerował nasz MF. Czemu więc dziś MF tak zachwyca się utworzeniem Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, polegającego przecież na olbrzymim poluzowaniu polityki pieniężnej i fiskalnej – 500 mld euro, jaką jest niewątpliwie wykupywanie przez EBC śmieciowych często obligacji zadłużonych krajów Eurolandu. W 2011 r. będzie nam się więc żyło zdecydowanie gorzej i to nie z powodu wyboru nowego prezydenta.

Jeszcze w marcu tego roku MF J.V. Rostowski podkreślał, że rząd i premier są gotowi współpracować z prezydentem w zakresie walki z kryzysem i narastaniem długu publicznego. Przecież wtedy prezydent też nazywał się Kaczyński i chciał współpracować, tylko MF nie przedstawił konkretnych ustaw. W wywiadzie dla "DGP" (14-16 maja) MF J.V. Rostowski z jednej strony mówi: "nie wyobrażam sobie większej katastrofy dla Polski niż rozpad strefy euro", i jednocześnie stwierdza, że "na razie największym zagrożeniem jest wybór J. Kaczyńskiego na prezydenta". Czyżby większym niż grożąca nam katastrofa finansów publicznych i nadciągający kryzys?

Małą ma wyobraźnię polski MF, ale w jednym się nie myli – niewątpliwie prezydent J. Kaczyński byłby zagrożeniem dla nieprzemyślanych i szkodliwych gospodarczo i społecznie pomysłów podwyżek podatków, podwyżek składki rentowej, pochopnej prywatyzacji służby zdrowia, ślepych cięć wydatków, zamrożenia wynagrodzeń, wstrzymania indeksacji, waloryzacji rent i emerytur, wydłużenia wieku emerytalnego czy obniżki płac, a zwłaszcza wieloletniego zubożenia polskich rodzin. Każdy polski prezydent winien przecież trwać na straży bezpieczeństwa ekonomicznego swych obywateli.

Janusz Szewczak

Autor jest głównym ekonomistą SKOK

źródło: "Gazeta Finansowa"

Oceń ten artykuł: