Ateny jak Lehman Brothers

Ateny jak Lehman Brothers

[29.04.2010] Po fatalnym otwarciu WIG20 spadał mniej więcej do południa, kiedy nastroje zaczęły poprawiać się, ponieważ jasnym stało się, że przecena greckich obligacji była posunięta zbyt daleko.

Wczoraj rano serwisy podawały, że rentowność greckich obligacji skoczyła nawet do 38 proc. (dwuletnich), ale musiała to być incydentalna transakcja. Znacznie dłużej utrzymywały się one na poziomie 24 proc. rentowności. De facto rynek dyskontował więc restrukturyzację greckiego długu (zakładając umorzenie 20 proc. jego wysokości, papiery z 24 proc. rentownością opłacało się nawet kupić).

Mnóstwo oficjeli – ze strony ECB, MFW i Komisji Europejskiej – zapewniało, że żadna restrukturyzacja nie będzie potrzebna. Z misją do Berlina udał się prezes ECB, który chciał namówić rząd niemiecki do wyrażenia zgody na pomoc finansową dla Aten. W zasadzie to czysta kurtuazja, nie ulega bowiem wątpliwości, że Niemcy muszą się na taką pomoc zgodzić. Dlaczego? Grecja jest pierwszą kostką domina, która już zaczęła się przewracać i oparła o kostkę z napisem Portugalia, która zaczyna się chwiać.

Można obserwować to z pewnym dystansem, ale nawet Niemcy muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, którą z kolei kostką domina są one. Nawet ostatnie miejsce w szeregu nie daje przecież gwarancji bezpieczeństwa. Po okresie paniki do inwestorów zaczęło docierać, że pomoc Grecji musi być udzielona, bo absolutnie nikt nie jest gotowy na konsekwencje jej upadłości. Ateny stały się narodowym odpowiednikiem Lehman Bros.

Dlatego wczoraj od południa ceny akcji na giełdach zaczęły odbijać, podobnie zresztą jak ceny obligacji. Po południu rentowność dwulatek spadła do 17,4 proc. Inwestorzy giełdowi nie wszędzie panikowali. W Londynie FTSE już krótko po lunchu wyszedł na plus, ale był to wyjątek. Na większości rynków odreagowanie porannych spadków oznaczało skurczenie strat do 1,5-2,0 proc. Dla WIG20 i WIG popołudniowe odbicie okazało się wystarczająco duże, by na zamknięciu indeksy nie spadły poniżej minimów z zeszłego czwartku.

Tym samym posiadacze akcji zachowali szansę na obronę przed dalszymi zniżkami. Decyzja oczywiście nie należy do nich, lecz do USA. Indeksy przy Wall Street zaczęły dzień od wzrostów, ale przedwczoraj po pierwszej godzinie notowań także zyskiwały – ostateczny wynik sesji jest jeszcze daleki, zwłaszcza że może nań wpłynąć komunikat po posiedzeniu FOMC i ewentualnie dalsze doniesienia z Europy.

Bloomberg podał powołując się na treść rozmowy telefonicznej, że zdaniem szefa MFW Grecja potrzebuje 120 mld euro międzynarodowej pomocy (obecnie mówi się o 45 mld wsparcia). Oficjalne potwierdzenie tej liczby może jeszcze rynkom zaszkodzić. W nocy kurs euro spadł w okolice 1,31 USD, wczoraj próbował się odbić, ale utrzymuje się poniżej 1,32 USD, to jest na najniższym poziomie od maja ub.r. (nie licząc wtorkowego wieczoru).

Złoty przeżywał wczoraj silne wahania – dolar kosztował i 2,95 i 3,00 PLN, a na koniec dnia znalazł się mniej więcej w połowie tego przedziału. Mniej więcej to samo działo się z euro (na koniec dnia 3,928 PLN) i frankiem (2,74 PLN). Po wtorkowym spadku ropa odbiła wczoraj o 0,8 proc., reakcja na rynku miedzi ograniczyła się do zatrzymania przeceny (wczoraj o 4,5 proc.), złoto potaniało o 0,3 proc.

Emil Szweda

Open Finance

Oceń ten artykuł: