Celtycki tygrys na kolanach

Celtycki tygrys na kolanach

[29.05.2009] Irlandia była wzorem do naśladowanie dla wszystkich krajów rozwijających się, a nawet kilku rozwiniętych.

Globalny kryzys brutalnie rozprawia się z tą celtycką ekonomią i na wierzch wychodzą grzechy popełniane w przeszłości. Dlaczego żaden polityk odpowiedzialny za gospodarkę obecnie nie powołuje się na Irlandię?

Początek lat 90tych XX wieku było okresem najsilniejszego wzrostu gospodarki irlandzkiej. Do czasu załamania, czyli roku 2007 średnioroczne tempo przyrostu PKB wynosiło 6,6 proc., gdy w tym samym czasie gospodarki uprzemysłowione wzrastały w tempie 2,6 proc. Irlandia biła również konkurentów w swojej "klasie rozgrywek", ponieważ gospodarki wschodzące średnio dokładały co roku "zaledwie" 4,7 proc. Dziś Komisja Europejska szacuje, że w 2009 roku PKB Irlandii obsunie się o 13,4 proc.

Irlandzka potęga związana była z bardzo wysoką konkurencyjnością cenową przemysłu, w czasach, gdy Europa Wschodnia dopiero przestawiała się na tory gospodarki wolnorynkowej – zatem konkurentów na "europejskim podwórku" w zasadzie nie było. W szczycie irlandzki przemysł generował niemal 37 proc. całego PKB. W miarę jednak, jak kraje Europy Wschodniej stawały się bardziej aktywne w wymianie międzynarodowej, pozycja Irlandii słabła. Nie było w zasadzie mowy o konkurencyjności cenowej, a w zakresie jakościowej dokonano niewiele. W okresie tuż przed kryzysem wynagrodzenia tam przewyższały nawet niemieckie i niemal 5-krotnie oferowane w Czechach, czy Polsce.

Przyczyny tak silnego kryzysu w Irlandii są jasne – zbyt rozprężone bilanse banków, które w czasach prosperity rozdawały kredyty na lewo i prawo, pompując w głównej mierze spekulacyjny bąbel w nieruchomościach. Ten oczywiście pękł niedługo po amerykańskim, a wynikająca z tego recesja, dodatkowo napędza spadki cen nieruchomości m.in. ze względu na powroty emigrantów zarobkowych z Europy Wschodniej, którzy rezygnują z wynajmu. W Dublinie pustych mieszkań przybywa setkami z miesiąca na miesiąc.

W celu ratowania systemu finansowego rząd zdecydował się na objęcie gwarancjami 485 mld EUR zobowiązań banków, co w relacji do PKB stanowi 260 proc. Problem sektora finansowego stał się oficjalnie problemem państwa. Obecnie wiarygodność kredytowa Irlandii jest najniższa w strefie euro. Te zabiegi oraz próby fiskalnego stymulowania produkcji rozsypać mogą finanse Irlandii. W 2007 roku rząd zdołał wygenerować nadwyżkę budżetową w wysokości 0,2 proc. PKB, rok późnej było to już ponad 7 proc. deficytu. Na bieżący rok szacuje się go już na poziomie 12 proc. i nie jest wykluczone, że w 2010 dołożony zostanie kolejny punkt procentowy.

Pozycja wyjściowa przez pryzmat zadłużenia rządowego była dobra – 25 proc. względem PKB plasowało Irlandię jako wicelidera strefy euro. W 2008 roku było to już ponad 43 proc., a z racji powyższych projekcji co do deficytów budżetowych, relacja długu do PKB może osiągnąć 80 proc. do końca 2010 roku. To nie wygląda dobrze z perspektywy Paktu Stabilności i Rozwoju, który za wartość graniczną dla deficytu budżetowego względem PKB uznaje 3 proc., natomiast długu do PKB 60 proc.

Sytuacja jest bardzo poważna ze względu na więzy w ramach monetarnej wspólnoty w Europie. Bez nich jednym z wyjść byłoby dostosowanie kursu waluty. Jednak odpowiedzialny za pieniądz Europejski Bank Centralny obejmuje całą Wspólnotę i nie może skupić się na jednym kraju. Tu logiczne wydawać się może odstąpienie Irlandii ze strefy euro, by własną polityką pieniężną wesprzeć działania fiskalne. To jednak mogłoby stać się gwoździem do trumny. Wiarygodność kredytowa Irlandii utrzymuje się na względnie wysokim poziomie ze względu na powiązania ze strefą euro. Bez tego argumentu droga do bankructwa kraju byłaby szeroko otwarta.

Z tego względu pominięcie argumentu polityki pieniężnej dosłownie zmusza do ekspansji fiskalnej, co może w niedalekiej przyszłości stać się podstawą do powielenia sytuacji Japonii w latach 90tych. Dziś Japonia kurczy się w tempie 15 proc. w ujęciu rocznym i może jedynie liczyć na ożywienie z zewnątrz, które pobudzi jej eksport. Od strony monetarnej i fiskalnej niewiele więcej może tam wypłynąć, bez nadzwyczajnego narażania na ryzyko niewypłacalności.

Podobnie jest z Irlandią, jednak ta ma jeszcze czas, by wdrożyć plan reformy gospodarczej, która zapobiegnie przeistoczeniu w gospodarcze zombie jakim stała się Japonia. Przydatna byłaby asysta ze strony wspólnoty europejskiej, jednak ta również przechodzi krytyczny test. Problemy zatem w Europie się zazębiają, dlatego w najbliższej przyszłości będą najprawdopodobniej realizowane plany jedynie doraźnej pomocy, a nie ambitne pakiety reformacyjne. Dziś poziom niezadowolenia społecznego w Irlandii osiąga szczyty.

Przeciętnemu mieszkańcowi, który stracił pracę i nad którym wisi widmo zajęcia domu przez bank trudno będzie wytłumaczyć konieczność ogólnogospodarczych reform, które dopiero za kilka lat mogą przynieść efekty. To niestety doprowadzić może do realizacji pesymistycznych prognoz Komisji Europejskiej. Irlandia dołączyła do klubu państw, które z niecierpliwością oczekują na poprawę, która nadejdzie z zewnątrz. To automatycznie zmniejsza liczbę kandydatów do miana tego pierwszego, który zdoła wygenerować ożywczy impuls dla całego globu. Sytuacja pozostaje zatem patowa.

Treści dostarcza portal InwestycjeAlternatywne.Pl

Oceń ten artykuł: