Wiarygodność rośnie

Wiarygodność rośnie

[30.01.2013] W ubiegłym roku udało się utrzymać deficyt budżetowy w ryzach. Nie przekroczył on zakładanych 35 mld zł. Jak będzie w roku bieżącym? Deficyt ma być utrzymany na podobnym poziomie.

Cezary Rybski

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział po głosowaniu w Sejmie, że przyjęty został budżet bezpieczeństwa. Dzięki temu już na koniec roku będziemy mieli prawdopodobnie spadek relacji długu publicznego do produktu krajowego brutto (obecnie zbliża się do 55 proc.). – Jestem przekonany – powiedział minister – że tak samo będzie w przyszłym roku. Bezpieczeństwo w czasie kryzysu stanie się podstawą rozwoju gospodarki w drugiej połowie 2013 roku. Światowa, europejska, polska sytuacja gospodarcza jest podobna do tej z przełomu 2008 i 2009 roku, chociaż trzeba zaznaczyć, że dzisiaj sytuacja jest mniej niebezpieczna niż wtedy.

Dziś mamy do czynienia z lekką recesją w Europie Zachodniej. Wtedy mieliśmy gigantyczne załamanie. Dziś mamy do czynienia z sytuacją, w której strefa euro jednak jest stabilna i wiemy, że się nie rozpadnie. Wtedy tej pewności nie mieliśmy. Minister dodał, że jeśli okaże się, że jest potrzebna nowelizacja budżetu, to zostanie przedstawiona w ciągu roku. – Nowelizacja budżetowa to nie jest jakaś katastrofa – oświadczył.

Reguła wydatkowa

Przy ustalaniu planu wydatków zastosowano tzw. tymczasową dyscyplinującą regułę wydatkową, czyli mechanizm ograniczający wzrost wydatków publicznych. Ponadto w 2013 roku utrzymano zamrożenie funduszu wynagrodzeń we wszystkich jednostkach państwowej sfery budżetowej.

Rząd w projekcie założył, że w przyszłym roku polska gospodarka będzie rozwijać się w tempie 2,2 proc. produktu krajowego brutto, a średnioroczna inflacja osiągnie 2,7 proc. Ponadto przyjęto, że wzrost spożycia ogółem wyniesie 5 proc. (w ujęciu nominalnym), realny wzrost wynagrodzeń sięgnie 1,9 proc., a zatrudnienie wzrośnie o 0,2 proc Ustawa ma być przekazana do podpisu prezydenta Bronisława Komorowskiego 28 stycznia bieżącego roku.

Zbyt wysokie stopy

Minister Jacek Rostowski nie mógł się powstrzymać od krytycznych uwag pod adresem Rady Polityki Pieniężnej, która najpierw podwyższyła w maju stopy procentowe, a ostatnio zmniejsza je bardzo ostrożnie. Według wielu ekonomistów, były to decyzje błędne. RPP działała z myślą o pohamowaniu inflacji, nie biorąc pod uwagę, że jej źródła są poza Polską (np. wzrost cen paliw). Ponadto właśnie w momencie podwyższenia stóp gospodarka polska zaczęła ostrzej hamować i potrzebne jej były tanie kredyty. W końcu Rada się opamiętała i zauważyła, że jej decyzje osłabiają gospodarkę, ale nie chciała się do tego przyznać. Cykl obniżek stóp odkładano aż do jesieni i żadna nie była większa niż 0,25 pkt. proc.

– Istnieje przestrzeń do dalszych obniżek stóp procentowych – uważa Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich. W jego ocenie należy spodziewać się, że docelowo stopa referencyjna NBP zatrzyma się na poziomie poniżej 4 proc. Rada Polityki Pieniężnej ostatnią decyzją obniżyła stopy procentowe o 0,25 pkt. proc., do poziomu 4,25 proc. W wydanym później komunikacie zapowiedziała dalsze łagodzenie polityki pieniężnej.

– Dzięki rozpoczęciu cyklu obniżek stóp, który rozpoczął się później niż powinien, można się spodziewać ożywienia w gospodarce – powiedział minister Rostowski. – Rozczarowujące dane o PKB za III kwartał 2012 r. są po części efektem błędów w polityce monetarnej. Oczekuję serii dalszych obniżek stóp i efektów w II połowie 2013 roku. Minister podkreślił, że deficyt sektora finansów publicznych w 2013 roku w relacji do PKB będzie poniżej 3,5 proc.

Wiarygodność rośnie

Rostowski ocenił również, że Polska mimo kryzysu odznacza się dużą wiarygodnością na rynkach finansowych. – W ciągu tych trudnych pięciu lat widzimy to po rentownościach obligacji – wyjaśnił. A to oznacza, że płacimy za nasze długi mniej niż kraje pogrążone w kryzysie. Mieliśmy dług publiczny w relacji do PKB w roku 2012 na poziomie około 53 proc., według metodologii krajowej. A według metodologii unijnej to jest lekko powyżej 56 proc.

Według ustawy o finansach publicznych przekroczenie przez relację długu publicznego do PKB progu 55 proc. wymaga wdrożenia procedur ostrożnościowych, wpływających bezpośrednio lub pośrednio na wszystkie jednostki sektora finansów publicznych. Przekroczenie progu na poziomie 55 proc. zmusza rząd do podjęcia radykalnych kroków. Budżet nie może dopuszczać deficytu lub być tak skonstruowany, by relacja długu do PKB spadła. Zamrażane są też wynagrodzenia, a waloryzacja rent i emerytur nie może przekroczyć poziomu inflacji. Polska jest jednym z nielicznych krajów, który te zasady ma zapisane w konstytucji. W Unii ma to być wprowadzone w najbliższej przyszłości.

Będzie przyspieszenie

Jak mówią ekonomiści – nawet z Rady Gospodarczej przy premierze – początek 2013 roku będzie trudny. Pewnym pocieszeniem, zwłaszcza dla spłacających kredyty w złotych, może być perspektywa znacznego cięcia stóp procentowych.

Obniży to koszty obsługi długu. Otrzeć się mamy nawet o recesję – Jeśli nie nastąpi jakiś cud, a myślę, że nie nastąpi, to w perspektywie dwóch kwartałów znajdziemy się w pobliżu zera – powiedział w rozmowie z Money.pl ekonomista prof. Witold Orłowski. – Trzeba się więc martwić o stan naszej gospodarki, ale bez paniki. Źle będzie najwyżej do końca pierwszego kwartału 2013 roku. Później gospodarka przyspieszy i łącznie możemy spodziewać się wzrostu na poziomie między 1 a 2 proc. PKB. Jacek Rostowski w przyszłorocznym budżecie zapisał wzrost 2,2 proc. PKB. Prognoza prof. Orłowskiego to oczywiście mniej niż założenia MF, ale to nie jest jakaś katastrofalna różnica, która wymagałaby zmiany planów.

Słabe i mocniejsze punkty

Wszyscy przepytani przez nas ekonomiści jednoznacznie wskazali budownictwo jako branżę, która będzie miała się najgorzej w 2013 roku. – Budownictwo to będzie pięta Achillesa naszej gospodarki – powiedział Dariusz Filar. Potwierdzają to także Stanisław Gomułka, Marian Noga i Witold Orłowski.

Filar wymienia jednak działy, które powinny sobie poradzić ze spowolnieniem w polskiej gospodarce. – Szanse poradzenia sobie mają branże eksportowe, przede wszystkim w zakresie sprzętu i wyposażenia gospodarstwa domowego, czyli producenci pralek i mebli – wymienia Filar. Stanisław Gomułka do tej listy dodaje przemysł spożywczy. Jak tłumaczy, popyt na te produkty nie może spaść, a co za tym idzie, ta branża będzie sobie radziła dobrze.

Finansowa płynność polskich firm pogarsza się bardzo szybko, a najbardziej zagrożona branża to budownictwo – wynika z ostatniego raportu Coface Poland, międzynarodowej firmy, zajmującej się oceną ryzyka i koniunktury w gospodarce. W trzecim kwartale 2012 roku Coface zanotował kolejny wzrost liczby i wartości przeterminowanych należności objętych ubezpieczeniem. Nie oznacza to nic innego, jak szybki wzrost liczby firm, które stają na krawędzi bankructwa lub zmuszone są ją ogłosić. W branży budowlanej, która stanowi motor każdej gospodarki, pogorszenie płynności jest szczególnie widoczne.

Wzrost liczby upadających firm trwa nieprzerwanie od trzeciego kwartału 2011 roku. Wartość zgłoszeń w okresie ostatnich trzech miesięcy była ponad dwukrotnie wyższa niż w pierwszym kwartale przedkryzysowego 2008 roku, od którego rozpoczął się znaczący wzrost problemów z terminowym regulowaniem zobowiązań przez firmy.

W opinii wszystkich przepytanych przez Money.pl ekonomistów Rada Polityki Pieniężnej nadal będzie obniżała stopy procentowe. Marian Noga uważa nawet, że do poziomu 3,75 proc. Taka kolej rzeczy zadowoliłaby kredytobiorców spłacających kredyty w złotych. Mniejsze będzie też maksymalne oprocentowanie kart kredytowych.

Źródło: Money.pl

FAKTY Magazyn Gospodarczy

Oceń ten artykuł: