Strefa euro to przeżytek

Strefa euro to przeżytek

[30.03.2010] W debacie europejskiej dotyczącej strefy euro bardzo silnie uwidacznia się różnica zdań między stroną niemiecką, a pozostałymi partnerami, jak i niezależnymi obserwatorami europejskimi i amerykańskimi, co do zakresu koordynacji polityki fiskalnej, jak i uznania źródeł kryzysu w braku zbilansowania rachunków bieżących w strefie euro. Na tle tej debaty uwidacznia się, że strefa euro nie stanowi optymalnego obszaru walutowego, a aspekt polityczny nie jest jednorodny.

Analizy ostatnio przeprowadzone dotyczące sytuacji na rynku światowym wskazują na dalszy proces realokacji głównych centrów gospodarczych świata w kierunku Pacyfiku. Z jednej strony, jeśli chodzi o USA, to modele zaprezentowane m.in. przez Josepha Carltona z AllianceBernstein w Nowym Jorku ukazują, że gospodarka amerykańska w porównaniu z poprzednim okresem, w którym dominowała konsumpcja i mieszkalnictwo, w większym stopniu będzie napędzana produkcją nastawioną na eksport, jak i inwestycjami przedsiębiorstw.

Konsumpcja nie będzie tym tradycyjnym czynnikiem wzrostu, gdyż z jednej strony występuje zapaść na rynku nieruchomości, często powodująca, że obsługiwane kredyty hipoteczne mają wyższą wartość od posiadanego mieszkania, z drugiej strony bezrobocie jest na wysokim poziomie 9,7 proc., a dodatkowo podczas ostatniego kryzysu majątek Amerykanów spadł o 12,6 bln dolarów, czyli wielkość bliską rocznemu PKB. Zmiany te znajdują odzwierciedlenie w udziale eksportu we wzroście gospodarczym. Jest on ponad dziesięciokrotnie wyższy niż w ostatnich siedmiu pokryzysowych ożywieniach i wynosi 2,1 proc. w porównaniu ze średnią poprzednich okresów w wysokości zaledwie 0,2 proc.

Również w IV kw. 2009 r. nastąpił wzrost wydatków na maszyny i usługi o 18,2 proc. W porównaniu ze średnim ożywieniem z poprzednich okresów wydatki na urządzenia i maszyny wzrosły trzykrotnie szybciej i ich udział we wzroście wyniósł 0,6 proc., przy poprzednim udziale w wysokości zaledwie 0,2 proc. Charakterystyczny okazał się również trzykrotny spadek udziału ożywienia w budownictwie mieszkaniowym z 0,6 proc. do 0,2 proc. Konsumpcja natomiast miała udział w wysokości 1,6 proc., a więc o ponad 1 pkt. procentowy mniej niż poprzednich okresach, kiedy przeciętnie wynosiła 2,7 proc.

Mikroekonomiczne przekształcenia w USA

Ponadto wszyscy się zgadzają z jedną tezą – odbudowa gospodarki światowej jest oparta na wzrostach na rynkach wschodzących, a głównie na ekspansji tandemu chińsko-indyjskiego. Niemniej, jeśli spojrzeć na sytuację amerykańską z punktu widzenia mikroekonomicznych przekształceń, to zauważymy, że przedsiębiorstwa w znacznym stopniu zwiększyły swoją produktywność, jak i konkurencyjność w ostatnim okresie, zwłaszcza w porównaniu z przedsiębiorstwami UE-15. Wprawdzie duże bezrobocie jest efektem podjętych restrukturyzacji, ale to dzięki ich przeprowadzeniu produktywność na godzinę pracy przedsiębiorstw wzrosła o 6,6 proc. w IV kw., po rekordowo wysokim wzroście w III kw. kiedy to wyniosła 14,8 proc.

Jest to efekt przeprowadzonej redukcji kosztów w odpowiedzi na spadek popytu. Zgodnie z "The Economist" o ile w 2009 r. w USA zatrudnienie spadło o 3,6 proc., a ilość przepracowanych godzin jeszcze bardziej, bo o 5,1 proc., to w UE-15 o 1,9 proc. i 3,1 proc. odpowiednio. W efekcie, o ile w Ameryce PKB w przeliczeniu na godzinę pracy wzrosło o 2,5 proc., to w Europie spadło o 1,1 proc. Za pozytywne uznaje się również uniezależnienie USA od spekulacyjnych wzrostów cen aktywów, jak to było w przeszłości.

Obecnie administracja amerykańska chce się skoncentrować na zwiększeniu finansowania eksportu małych i średnich przedsiębiorstw o 50 proc. do 6 mld dolarów rocznie i przeznaczyć ponad 90 mld dolarów na promocję inwestycji w alternatywne źródła energii. Niewątpliwie słabszy dolar pomógł USA. Także niezależna polityka monetarna pomogła USA wywalczyć większy udział na rynku światowym. Dolar obecnie jest słabszy o 12 proc. względem koszyka sześciu głównych walut w porównaniu z 2006 r. i to mimo ostatniego wzrostu wartości względem euro, które to osłabienie europejskiej waluty jest związane z przedłużaniem się kryzysu greckiego.

Grecja podważa strefę euro?

Właśnie ten kryzys osłabiający pozycję euro wynika z nierozwiązanej przyszłości finansów Grecji, jednak niezależnie od tego, że jest to kryzys krótkoterminowy, zgodnie z opinią Derek Mumford z HiFX w Sydney, "strefa euro będzie miała niski wzrost i euro będzie ponosić tego konsekwencje". Mimo że w ubiegły poniedziałek ministrowie finansów strefy euro uzgodnili, że Grecja otrzyma pomoc finansową, jeśli takowa okaże się konieczna, to 10-letnie obligacje zanotowały pod koniec ubiegłego tygodnia rentowność aż 6,283 proc., a CDS-y na długu osiągnęły 295 punktów bazowych.

W związku z tym że obligacje greckie są droższe od niemieckich aż o 316 punktów bazowych, Grecja, rolując 10 mld euro 20 kwietnia i 19 maja będzie musiała zapłacić aż o 1,45 mld euro więcej niż Niemcy. W sytuacji nawoływania do redukcji deficytu należy uznać za tragiczne i kuriozalnie działania Grecji mające na celu uzyskanie pomocy, polegające na pospiesznych decyzjach zakupu okrętów podwodnych za wiele miliardów euro w koncernie ThyssenKrupp, zgadzanie się na sprzedaż stoczni greckiej kontrolowanej przez ten koncern i na potwierdzanie zakupu we Francji 6 fregat za 2,5 mld euro.

Kluczowym dla przyszłych działań może okazać się, o czym mówił w wywiadzie dla Sueddeutsche Zeitung, przewodniczący Eurogrupy Jean-Claude Juckera, że "na dłuższą metę wspólna waluta nie może funkcjonować w strefie, w której pogłębiać się mogą różnice między rachunkami bieżącymi poszczególnych gospodarek". Jeszcze bardziej istotne może być analogiczne publiczne stwierdzenie ze strony francuskiego ministra finansów Christie Lagarde o konieczności debaty na temat braku makroekonomicznego zbilansowania w strefie euro, którego nie zrekompensuje wymuszenie kryteriów fiskalnych.

Po ostatnich propozycjach dotyczących wsparcia dla Grecji, okazały się one na tyle niekonkretne, że, jak donosi Dow Jones, Grecja może poprosić Międzynarodowy Fundusz Walutowy o wsparcie już na weekendowym posiedzeniu na początku kwietnia, o ile aktualnie obradujące władze UE nie zaproponują efektywnych środków wsparcia, podczas aktualnie trwającego posiedzenia. Wynika to z faktu, że wysokie koszty finansowania greckiego długu w praktyce konsumują ostatnio przyjęte obniżki wydatków budżetowych, których uciążliwość już doprowadziła do wielu protestów. Ponadto finansowanie obsługi zadłużenia na tak wysokim poziomie doprowadzi nie tylko do recesji w Grecji, ale też będzie oznaczało wieloletni proces deflacyjny.

"Chermany" – nowy twór

W debacie europejskiej dotyczącej sfery euro bardzo silnie uwidacznia się różnica zdań między stroną niemiecką, a pozostałymi partnerami, jak i niezależnymi obserwatorami europejskimi i amerykańskimi, co do zakresu koordynacji polityki fiskalnej jak i uznania źródeł kryzysu w braku zbilansowania rachunków bieżących w strefie euro. O ile w dyskusję włączył się komisarz UE ds. walutowych Olleg Rehn postulując włączenie KE w planowanie budżetów narodowych, o tyle Wolfgang Munchau skrytykował propozycje niemieckie, a zwłaszcza te, które pozwalałyby na odbieranie prawa do funduszy strukturalnych, a nawet demokratycznego prawa głosu przy podejmowaniu decyzji.

Na tle tej debaty uwidacznia się, że strefa euro nie stanowi optymalnego obszaru walutowego, a aspekt polityczny nie jest jednorodny – są to kraje niezależne, którym bardzo trudno jest przemieszczać swoje społeczeństwa w zależności od koniunktury pomiędzy różnymi regionami Europy. Podobnie Martin Wolf w "Finantial Timesie" stwierdza, że głównym winowajcą utrudniającym wyjście z obecnego kryzysu światowego jest powstanie swoistej "Chermany", a więc z jednej strony Niemiec, których nadwyżka bilansu płatniczego będzie wynosiła 187 mld dolarów, a z drugiej strony Chin, które mają nadwyżkę w wysokości 291 mld dolarów.

W sytuacji, kiedy kraje peryferyjne strefy euro mają olbrzymie deficyty, a będą zmuszone do zacieśnienia polityki fiskalnej, to nie tylko doprowadzą do powstania procesów deflacyjnych w tych krajach, ale też do pogłębienia kryzysu w całej strefie euro. O ile jeszcze można sobie wyobrazić zdyscyplinowanie Grecji, to jest to niewyobrażalne w przypadku Francji, której deficyt jest blisko 9-procentowy. I o ile bankom niemieckim uda się ograniczyć straty 40 mld dolarów na ekspozycji greckiej, to trudniejsze to będzie przy 240-mld zaangażowaniu w Hiszpanii. W tej sytuacji Martin Wolf stawia odważną tezę, że to Niemcy same chcą wyjść ze strefy euro.

Ponadto porównuje tę politykę do Chińskiej, która ekspansję gospodarczą oparła na przywiązaniu własnej waluty do dolara, a nie godząc się na aprecjację juana, wymusza na Ameryce to samo co Niemcy na krajach peryferyjnych strefy euro. W warunkach funkcjonowania "Chermany", aby eurostrefa pozbyła się swoich problemów, musiałaby zanotować bardzo znaczący wzrost eksportu netto, w sytuacji, kiedy jednocześnie USA przeprowadzają analogiczną politykę, co powoduje niemożność zrealizowania żadnego z tych celów.

Przyczyny niemieckiej ekspansji

"The Economist" w specjalnym raporcie analizuje przyczyny ekspansji niemieckiej. Widzi jej podstawy w sprawnie działających instytucjach gospodarczych, które przejawiają dużą ekspansję eksportową. Na tym tle widać wyraźnie, że olbrzymim błędem polskiej polityki gospodarczej była prywatyzacja i sprzedaż strategicznym inwestorom zagranicznym polskich przedsiębiorstw. Charakterystycznym było również ukazanie długoterminowych trendów i zagrożeń dla prosperity w Niemczech, w których na starzejącym się społeczeństwie z jednej strony ciążą olbrzymie zobowiązania emerytalne, które windują niemiecki dług publiczny do poziomu 250 proc. PKB, z drugiej strony konieczność ich redukcji, zwłaszcza w sferze ochrony zdrowia.

Propozycja ministra Roslera dotycząca spłaszczenia stawek na służbę zdrowia w sytuacji, jak to określono, bardzo niskiej tolerancji Niemiec na nierówności, będzie powodowała narastanie niezadowolenia, w sytuacji kiedy starzejące się społeczeństwo coraz częściej będzie musiało zaglądać do gabinetu lekarskiego. Również propozycja dalszego podniesienia wieku emerytalnego do 69 lat nie będzie cieszyła się poparciem. A mimo tego, zgodnie z wyliczeniami Hansa Fehra, do 2030 r. należy się liczyć ze znacznym spadkiem dochodów emerytów.

Na te olbrzymie problemy związane ze starzeniem się społeczeństwa nakłada się obawa dotycząca jakości pracy pracowników, spadku wraz z wiekiem ich innowacyjności, która jest jednak motorem niemieckiej ekspansji. Również polityka ludnościowa, która w przypadku Niemiec wiąże się ze znaczącą imigracją, jest prezentowana jako ten element, który w przyszłości spowolni niemiecką ekspansję. Wprawdzie Niemcy są krajem o wysokich dochodach i o wysokich płacach przyciągających imigrantów.

Ale fakt, że w Zagłębiu Ruhry dzieci imigrantów stanowią ok. 60 proc., powoduje, że w połowie wieku połowa ludności RFN-u będzie miała korzenie pozaniemieckie. Niemcy, zgodnie z tymi analizami, nie tylko będą krajem starszym, mniej ludnym i z problemami wewnętrznymi, ale też proces edukacji ulegnie spowolnieniu, a z nim rozwój oparty na wiedzy. Wynika to z faktu, że opisany proces powoduje "importowanie problemów edukacyjnych", a integrowanie młodych imigrantów w systemie pracy staje się największym wyzwaniem.

Gdy na tym tle patrzymy na wyzwania stojące przed Polską, to w świetle greckiej debaty istnieje zagrożenie, że zamożne kraje UE obawiając się powtórzenia scenariusza, w którym to w przypadku kryzysu nasz kraj wymagałby znacznego wsparcia, mogą wstrzymywać się z przyjęciem Polski do strefy euro, niezależnie od rozkładu korzyści między wstępującym krajem peryferyjnym, a centralnymi krajami strefy euro. Gdy opisujemy wyzwania długoterminowe, to analiza sytuacji niemieckiej wskazuje, że Polska będzie miała znacznie gorszą sytuację w aspekcie finansów publicznych i możliwości ich zbilansowania.

Zastępowalność pokoleń jest niższa od niemieckiej, a polskie społeczeństwo starzeje się rekordowo szybko – co dwa lata o rok. Z drugiej strony Polska nie ma opcji niemieckiej, polegającej na masowej imigracji, ponieważ jest krajem, z którego pracownicy emigrują. Oznacza to nieuchronność konfliktów międzygeneracyjnych – między starszymi osobami, które będą potrzebowały wsparcia finansowego, a młodą i nieliczną grupą młodzieży, która, mając możliwość niżej opodatkowanej pracy w efektywnych organizacjach gospodarczych za granicą, wyemigruje.

Autor jest byłym prezesem UNFE i podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów

źródło: "Gazeta Finansowa"

Oceń ten artykuł: