Niemiecka gospodarka odbiera 26% polskiego eksportu

Niemiecka gospodarka odbiera 26% polskiego eksportu

[30.08.2011] Niemiecka gospodarka jest największa w Europie. Spowolnienie wzrostu u naszych zachodnich sąsiadów oznacza kłopoty na całym kontynencie. Dlatego sygnały płynące znad Renu często bywają dobrym prognostykiem giełdowej koniunktury nie tylko nad Wisłą.

Dane o niemieckim produkcie krajowym brutto za drugi kwartał wstrząsnęły ekonomistami. Zamiast oczekiwanego wzrostu o 0,5% kdk Niemcy otarły się o stagnację z kwartalną dynamiką PKB zaledwie 0,1% wobec solidnych 1,3% w pierwszych trzech miesiącach roku. Lecz dla giełdowych inwestorów historyczne dane gospodarcze nie mają większego znaczenia. Giełda wycenia przyszłość – a dokładnie: przyszłe wyniki notowanych nań spółek.

Menadżerowie i finansiści

Dlatego uwaga rynków skupiła się na wskaźnikach wyprzedzających koniunkturę gospodarczą. W przypadku Niemiec prym wiodą indeksy sporządzane przez monachijski IFO oraz zlokalizowany w Manheim ZEW. Indeks IFO bazuje na ankiecie wypełnianej przez 7.000 tysięcy menedżerów przedsiębiorstw przemysłowych, handlowych i budowlanych. Dyrektorzy są pytani zarówno o bieżącą koniunkturę jak i prognozy na najbliższe sześć miesięcy, a główny indeks obliczany jest jako wypadkowa oceny teraźniejszości i przyszłości. Choć IFO bada nastroje w realnej gospodarce, to wykazuje istotny związek z DAX-em – czyli głównym indeksem giełdy we Frankfurcie. W ciągu ostatnich 10 lat miesięczna zmiana indeksu IFO w 62,2% pokrywała się z kierunkiem zmian cen akcji we Frankfurcie.

Indeks ZEW mierzy nastroje finansistów. Czyli analityków i zarządzających z funduszy inwestycyjnych, banków czy zakładów ubezpieczeń. To ludzie, którzy na co dzień obracają miliardami euro należących do niemieckich obywateli. W związku z tym ich percepcja jest nieco inna od menedżerów i prezesów. Ci pierwsi patrzą na bieżący portfel zamówień, zaś inwestorzy instytucjonalni starają się wybiegać w przyszłość i do tych oczekiwań dostosowują politykę inwestycyjną.

Grupa respondentów ZEW składa się z 250-300 analityków, którzy są pytani o własną ocenę perspektyw dla gospodarki i wybranych rynków finansowych w ciągu następnych sześciu miesięcy (w przypadku największych gospodarek także o ocenę bieżącej koniunktury). Choć odpowiadają oni na około 50 pytań, to „w świat” idzie tylko jeden wskaźnik: indeks oczekiwań dla koniunktury w gospodarce Niemiec.

Strach i nadzieja

Sierpniowy krach mocno nadwerężył nastroje niemieckich finansistów. Indeks ZEW spadł aż o 22,5 punkty, do poziomu -37,6 pkt. Ta najniższa wartość tego wskaźnika od grudnia 2008 roku pokazuje skalę strachu, jaki opanował umysły profesjonalnych inwestorów. Co ciekawe, pytani o sześciomiesięczne perspektywy dla rynków akcji niemieccy finansiści pozostają optymistami. Aż 67,3% spodziewa się zwyżki indeksu DAX, a ponad połowa oczekuje wzrostów na wszystkich głównych giełdowych parkietach.

Więcej spokoju zachowali menedżerowie, choć indeks IFO i tak w sierpniu odnotował spadek głębszy od rynkowych oczekiwań. Spadł on z 112,9 pkt. do 108,7 pkt., choć jeszcze w lutym odnotował rekordowo wysoką wartość 115,4 pkt. Subindeks oczekiwań znalazł się jednak na najniższym poziomie od 2009 roku, choć ocena bieżących oczekiwań pozostała na bardzo wysokim poziomie. Oznacza to, że niemiecka gospodarka zakończyła fazę boomu (czyli przyspieszającego wzrostu gospodarczego) i weszła w okres spowolnienia.

Indeks ZEW (lewa oś) oraz indeks IFO (prawa oś) w punktach.

Źródło: dane Ifo Institute oraz Zentrum für Europäische Wirtschaftsforschung (ZEW). Opracowanie: Bankier.pl

Inwestor płynie pod prąd

Oba indeksy są typowymi wskaźnikami kontrarnymi. Dla inwestora kierującego się analizą fundamentalną rekordowo wysokie odczyty IFO lub ZEW są ostrzeżeniem przed wystąpieniem szczytu giełdowej hossy. Optymizm menedżerów i finansistów jest więc sygnałem przemawiającym za sprzedażą akcji i rozpoczęciem poszukiwań bezpiecznych lokat kapitału. Za to koincydencja niskich odczytów tych indeksów często bywa oznaką zbliżającego się końca bessy i sygnałem do kupna akcji.

Dlatego też ostatnie spadki odczytów IFO i ZEW są potwierdzeniem tezy, iż wiosną 2011 roku mieliśmy do czynienia ze szczytem cyklu koniunkturalnego i końcem post-recesyjnej (między-recesyjnej?) hossy na rynkach akcji. Oznacza to, że czas na kupowanie akcji nadejdzie dopiero za kilka lub kilkanaście miesięcy. Kto zaś został z papierem w portfelu powinien wykorzystać wzrostowe odbicie do realizacji zysków lub minimalizacji strat.

Tak jak w 2007 roku?

Mi osobiście obecna konstelacja IFO i ZEW przypomina sytuację z jesieni 2007 roku – czyli początku poprzedniej bessy. W ostatnich miesiącach 2006 roku ZEW przejściowo spadł poniżej zera i niewielki szczycik ustanowił w czerwcu ’07. Czyli dwa miesiące po lokalnym maksimum indeksu IFO. Dokładnie w sierpniu ’07 ZEW znów przybrał wartości ujemne, sygnalizując w ten sposób faktyczny początek bessy (choć jesienią giełdowe indeksy jeszcze powróciły w rejon szczytów hossy).

Teraz oba wskaźniki zachowują się bardzo podobnie jak cztery lata temu. ZEW po krótkim ujemnym epizodzie we wrześniu i październiku 2010 roku wiosną wyszedł na plus i w lutym osiągnął mały szczyt, po czym w czerwcu znów spadł poniżej zera. IFO absolutny rekord odnotował także w lutym i utrzymał się na wysokim poziomie do czerwca.

Bardzo silny pesymizm niemieckich finansistów w perspektywie najbliższych tygodni pozwala oczekiwać wzrostów będących kontynuacją odreagowania po sierpniowym krachu. Jednakże wyższe poziomy giełdowych indeksów powinny być co najwyżej okazja do pozbycia się akcji i przejściem do pozycji gotówkowych w oczekiwaniu na eskalację bessy. Scenariusz ten zostałby zanegowany w przypadku wyraźnego wzrostu indeksu IFO, co przynajmniej na razie wydaje się mało prawdopodobne.

Krzysztof Kolany
Analityk Bankier.pl

źródło: Bankier.pl

Oceń ten artykuł: