Giełda usunęła trzy spółki z notowań na Catalyst

Giełda usunęła trzy spółki z notowań na Catalyst

[27.11.2014] Usunięcie Jedynki, WZRT i Krzętli z notowań i tak ma wymiar bardziej symboliczny niż praktyczny. Jest formą bardziej odarcia inwestorów ze złudzeń niż wyciągnięciem konsekwencji wobec winnych.

Giełda usunęła trzy spółki z notowań na Catalyst, co wydaje się być karą bardziej dotkliwą dla inwestorów niż dla władz spółek. Usunięcie Jedynki, WZRT i Krzętli z notowań i tak ma wymiar bardziej symboliczny niż praktyczny. Jest formą bardziej odarcia inwestorów ze złudzeń niż wyciągnięciem konsekwencji wobec winnych. Spółki zostały wykluczone za brak sporządzenia raportów rocznych. Ale Jedynka znajduje się w upadłości likwidacyjnej, konta WZRT są zablokowane przez komorników, a spółkę bada prokuratura, o ZPS Krzętle w ogóle nic nie wiadomo (spółka nie komunikuje się z rynkiem od ponad roku). Można przyjąć, że żadnej ze spółek zwyczajnie nie stać na wywiązanie się z obowiązków informacyjnych, bo księgowi i audytorzy nie pracują przecież za darmo.

Notowania całej trójki i tak były zawieszone ze względu na brak terminowej publikacji raportów, zatem zakup ich obligacji nieświadomym ryzyka inwestorom, nikomu nie groził. Wyrzucając te papiery z rynku Giełda pozbyła się problemu, niejako wyrzucając śmieci z podwórka, by znów móc chwalić się nieskazitelną zielenią trawnika. Ale żaden inny problem nie został w ten sposób rozwiązany. Ani sytuacja posiadaczy obligacji nie poprawiła się od tego (choć oczywiście nie jest to zadanie Giełdy), ani też nie są to chyba działania o prewencyjnym charakterze. Na czystym podwórku nic nie przypomina już o ryzyku, pamiętać będą o nim tylko ci, którzy się z nim boleśnie zderzyli. Dla pozostałych historia WZRT czy Jedynki to jak historia o raku, na którego zachorował ktoś inny.

Przy takich okazjach musi pojawić się pytanie o odpowiedzialność. Upadłość rzadko jest w Polsce procesem bezbolesnym, wynikającym li tylko z błędnych decyzji biznesowych lub nieoczekiwanej zmiany koniunktury. Bankructwo nie jest u nas kolejnym etapem procesu biznesowego, lecz przypomina zabawę w policjantów i złodziei, z tym, że bez policjantów. Wygrywa ten, kto schowa majątek i uniknie odpowiedzialności karnej. Odpowiedzialność ciąży zresztą nie tylko na spółkach, ale też – to głos pod dyskusję – oferujących. Część z nich notuje upadłości wśród "swoich" emitentów znacznie częściej niż inni. Krzętle, WZRT, ale też Orzeł czy Minox (obligacje spłacił, ale po terminie) – to spółki z jednej "stajni". Są też i inni oferujący, którzy tablice upamiętniające organizację niektórych emisji obligacji powinni wstydliwie odkręcić ze ściany.

Na szczęście obok ponurych rozważań, są i powody do zadowolenia. Publikacje raportów kwartalnych tym razem nie ujawniły żadnych nowych trupów w szafach emitentów. Więcej – część z tych, którzy kłopoty mieli już wcześniej, zdała się pojąć powagę sytuacji i z determinacją walczy o poprawę reputacji. Mam na myśli przede wszystkim e-Kancelarię i jej walkę o utrzymanie płynności połączoną z rozwojem biznesu nie wymagającego tak dużego kapitału własnego (windykacja na zlecenie), ale także Uboat-Line, który przechodzi na naszych oczach metamorfozę.

Ze spółki, która pozwoliła sobie na arogancję milczenia wobec mniejszościowych interesariuszy, przez pohukiwania prezesa wietrzącego spisek i plany wrogiego przejęcia, przeszła do rzeczowej dyskusji. Rynek nie nagradza słów tak szybko jak za nie każe, dlatego na poprawę notowań obligacji Uboat musi poczekać do czasu położenia pieniędzy na stół (na przedterminowy wykup), ale Catalyst jest rynkiem, który nagradza przejrzystość i uczciwość biznesową, choć grzesznicy muszą swoje odcierpieć.

Emil Szweda

źródło: Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: