Ludzie specsłużb okradli Polskę

Ludzie specsłużb okradli Polskę

[27.05.2011] Afera FOZZ nie dotyczy tylko zrabowania kilkudziesięciu miliardów dolarów, lecz polega przede wszystkim na tym, że pieniądze te posłużyły do przejmowania państwowego majątku przez ludzi służb i do korumpowania związanych z nimi polityków. Wynika to z dokumentów zabezpieczonych przez nieżyjącego kontrolera NIK, Michała Falzmanna.

"Na terytorium polskim działają organizacje związane z finansowaniem wojska, służb specjalnych i gospodarki, która im służy. Wynikiem działania tych organizacji są (…) rozbicie statystyki państwa i statystyki finansów państwa, korupcja i kradzież" – pisał inspektor Najwyższej Izby Kontroli Michał Falzmann w poufnej notatce do przełożonych. Był 11 kwietnia 1990 r. Michał Falzmann prowadził właśnie najważniejszą (i jak się później okazało – ostatnią w swoim życiu) kontrolę państwową. Badał sposób wydatkowania pieniędzy przeznaczonych na spłatę długu zagranicznego.

Od pierwszych dni alarmował, że są one rozkradane przez grupę ludzi, która gospodaruje nimi niezgodnie z przepisami. Na stronie piątej wspomnianej notatki inspektor wymieniał beneficjentów tego układu, m.in. "banki i państwa zachodnie, które otrzymały 50 proc. korzyści z transakcji". Podczas szczegółowej analizy zachowanej dokumentacji Falzmann zwrócił uwagę, że powołano ogromną liczbę spółek, do których z niewiadomych powodów trafiały pieniądze z FOZZ. Część tych firm założona została przez obywateli ZSRR, pracujących najprawdopodobniej dla sowieckich służb specjalnych. Zauważył, że spółkom tym udzielano kredytów w polskich bankach. Potem spółki znikały, a długi spłacała strona polska.

Falzmann zwrócił uwagę, że ten bandycki proceder umożliwiali urzędnicy polskiego Ministerstwa Finansów i Narodowego Banku Polskiego: "Korzyści z kradzieży i marnotrawstwa dające między innymi ten efekt, że dług polski wynosi na 1991.03.31 około 46 mld USD, osiągnęły trzy grupy instytucji: a) w Polsce, b) w krajach Zachodu, c) w krajach związanych z ZSRR i w samym ZSRR. Równolegle z instytucjami korzyści osiągali pracownicy obsługujący te transakcje". Alarmujące informacje Falzmanna nikogo jednak nie zainteresowały. Ta bierność doprowadziła do największej afery finansowej okresu transformacji ustrojowej. Czytacie Państwo Dziennikarskie Archiwum X – Wydział Śledczy "Gazety Finansowej".

Tajny meldunek wywiadu

Aby wyjaśnić fenomen FOZZ-u, trzeba cofnąć się o cztery lata. Jesienią 1985 r. płk Henryk Jasik – szef wywiadu naukowo-technicznego (zajmującego się nielegalnym pozyskiwaniem technologii) sporządził tajną notatkę adresowaną do generała Władysława Pożogi – szefa Służby Wywiadu i Kontwywiadu MSW. "Rząd Brazylii – pisał płk. Jasik – powołał instytucję, której faktycznym celem działania jest niejawny skup długu zagranicznego po zaniżonych cenach". Jasik precyzyjnie nakreślił mechanizm działania tej instytucji. Oto pogrążona w gospodarczym chaosie Brazylia stawała się coraz mniej wiarygodna finansowo. W związku z tym coraz bardziej prawdopodobne stało się, że nie będzie miała pieniędzy na spłatę długu zagranicznego.

Chcąc się przed tym zabezpieczyć, wierzyciele Brazylii (m.in. Urugwaj i Chile) zaczęli sprzedawać jej długi za połowę, a pół roku później za jedną ósmą ich wartości. Podmioty, które nabyłyby te długi po zaniżonych cenach, mogłyby później dochodzić od Brazylii zwrotu całej kwoty z odsetkami i w ten sposób zarobić. Rząd Brazylii powołał więc instytucję, która miała w tajemnicy, po zaniżonych cenach, skupić wszystkie długi państwa. W ten sposób powstała spółka, która na wolnym rynku kupowała zobowiązania finansowe Brazylii za część ich wartości. W swojej notatce, płk Jasik zaproponował, aby ten sam mechanizm zastosował rząd Polski. – Nie mogłem wówczas przewidzieć, że ten dobry pomysł zostanie wykorzystany w niewłaściwy sposób i zamiast skupu długu z korzyścią dla Polski, dojdzie do wybuchu gigantycznej afery – mówi dziś, po wielu latach, gen. Jasik.

Feralne daty – ironia symboli

Kierownictwo MSW zaaprobowało pomysł Jasika. 13 grudnia 1985 r., w czwartą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, w Ministerstwie Finansów powołany został w tajemnicy Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Niewiele o nim wiadomo. Oficjalnie dokumentów na ten temat nie ma. Rąbka tajemnicy uchyla protokół przesłuchania świadka Jana Boniuka – dyrektora Departamentu Zagranicznego w resorcie. Przesłuchanie prowadził Michał Falzmann. Jan Boniuk zeznał, że informacje na temat zadłużenia państwa pozyskiwane są od Banku Handlowego, za pośrednictwem którego podpisywane były umowy.

W dokumentach zabezpieczonych przez Falzmanna odnajdujemy pismo Banku Handlowego do ministerstwa z marca 1987 r., w którym czytamy, że "środki lokaty Banku Handlowego w NBP zabezpieczą złotową obsługę zadłużenia tylko w ciągu najbliższych dwóch lat, a całkowite wyczerpanie środków doprowadzi do skokowego obciążenia budżetu po 1989 r". (…) Na podstawie ustaleń M. Falzmanna można domniemywać, że w latach 1985 – 1989 w resorcie funkcjonowała komórka, która miała zająć się częściową spłatą długu zagranicznego. Nie wiadomo, co konkretnie robiła. Dyrektor nadzorującego ją departamentu zmarł w 1990 r. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że przez cztery lata urzędnicy nie podejmowali stanowczych działań, gdyż nie wiadomo było jak będą przebiegać przemiany polityczne.

15 lutego 1989 r. ostatni Sejm PRL uchwalił specjalną ustawę o Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. FOZZ rozpoczął działalność w końcu marca 1989 r. Miał zająć się skupem polskiego długu zagranicznego po zaniżonych cenach. "Nie został sprecyzowany system finansowy" – zauważył w jednej z notatek Michał Falzmann. To jednozdaniowa, krótka, ale niezwykle ważna informacja. Wynika z niej bowiem, że dla nowo powstającej instytucji brakowało najważniejszych regulacji prawno-finansowych.

Oznacza to, że już od początku zakładano, że fundusz ma być miejscem nielegalnych operacji. Na to samo również wskazuje odnaleziony przez Falzmanna wzór zobowiązania do zachowania tajemnicy służbowej: "Ze względu na specyficzny charakter działalności instytucji każdy z pracowników ponosi osobiście wszystkie konsekwencje formalne i nieformalne wyjścia informacji na zewnątrz do urzędów, organizacji, osób fizycznych itp. Potwierdzam przyjęcie do wiadomości ze wszystkimi konsekwencjami". Podpisywał je każdy nowy pracownik funduszu.

Znamienna jest data uchwalenia ustawy o FOZZ – 15 lutego 1989 r., a więc dziewięć dni po rozpoczęciu obrad Okrągłego Stołu. Opracowany przez komunistów plan zakładał formalne oddanie władzy przy zachowaniu wszelkich możliwych wpływów i przywilejów. Jednym z najważniejszych przywilejów miało być przejęcie państwowego majątku przez ludzi wywodzących się ze struktur komunistycznego państwa. Jak pokazał czas, FOZZ miał być mechanizmem umożliwiającym realizację tego planu.

Ludzie tajnych służb

Dyrektorem generalnym FOZZ został Grzegorz Żemek. W latach 60. ukończył Szkołę Główną Planowania i Statystyki. Tam też został pozyskany do współpracy przez II Zarząd Sztabu Generalnego odpowiedzialny za wywiad wojskowy. Znalazł pracę w Banku Handlowym i szybko piął się po szczeblach kariery. W latach 80. był dyrektorem placówki BH w Luksemburgu. Wiele lat później zeznał przed sądem, że to właśnie w Luksemburgu, latem 1989 r. dowiedział się od oficerów wojskowego wywiadu, że zostanie szefem FOZZ. To dowodzi, że służby wiedziały o powołaniu FOZZ jeszcze przed powstaniem tej instytucji.

Zastępczynią Żemka została Janina Chim – jego koleżanka jeszcze z czasów studiów w SGPiS. W jednym z notatników Falzmanna odnajdujemy informację, że przeciwko Janinie Chim toczyło się w prokuraturze śledztwo w sprawie zabójstwa jej męża. Mężczyzna zginął od ciosu siekierą w swoim mieszkaniu, gdy oprócz niego znajdowała się tam tylko J. Chim. Co ciekawe: w marcu 1989 r., gdy rozpoczęła ona pracę w FOZZ, śledztwo przeciwko niej zostało warunkowo umorzone.

Przewodniczącym Rady Nadzorczej FOZZ został wiceminister finansów Janusz Sawicki, członek rady nadzorczej Banku Handlowego, a sekretarzem J. Boniuk – dyrektor departamentu zagranicznego Ministerstwa Finansów, wcześniej I sekretarz egzekutywy PZPR w resorcie. Oprócz nich, w radzie nadzorczej zasiedli: ówczesny prezes NBP – Grzegorz Wójtowicz, jego poprzednik Jan Wołoszyn, wiceminister finansów Wojciech Misiąg, wicepremier w rządzie Messnera Zdzisław Sadowski i Dariusz Rosati – dyrektor Instytutu Koniunktur i Cen, dzisiejszy eurodeputowany Lewicy. W 2007 r. wyszło na jaw, że Rosati był informatorem Służby Bezpieczeństwa zarejestrowanym jako Kontakt Operacyjny "Buyer".

"Nawet nie wiem co to znaczy Kontakt Operacyjny" – tłumaczył się wówczas Rosati. W archiwach Instytutu Pamięci Narodowej zachowały się również dokumenty dotyczące współpracy pozostałych członków rady nadzorczej FOZZ z SB. Zasiadali oni w radzie nadzorczej aż do roku 1991. To zdumiewająca zbieżność. Oto bowiem w instytucji odpowiedzialnej za gigantyczne malwersacje finansowe działali najważniejsi urzędnicy odpowiedzialni za pieniądze państwa. Ani jeden z nich nie interweniował.

Z rachunku na rachunek

Jednym z pierwszych posunięć Grzegorza Żemka było otworzenie rachunku FOZZ w Narodowym Banku Polskim. Systematycznie wpływały tam środki ze Skarbu Państwa przeznaczone na skup długów zagranicznych. M. Falzmann wyliczył, że do 31 grudnia 1990 r. była to kwota 46 mln dol., a więc prawie 2,5 bln ówczesnych zł.

Równolegle, FOZZ otworzył konto w Banku Handlowym. Był to efekt umowy o współpracę, podpisanej między obydwiema instytucjami. Bank Handlowy otworzył dla FOZZ również linię kredytową. FOZZ nie spłacał swoich zobowiązań w terminie. Jego zadłużenie było coraz większe z powodu ogromnych odsetek (umowa między FOZZ a BH zakładała znacznie wyższe oprocentowanie). Fundusz płacił więc wekslami in blanco. Po likwidacji FOZZ, jego zobowiązania musiał pokryć Skarb Państwa. Z końcem 1990 r., jak wyliczył M. Falzmann, FOZZ zalegał bankowi ponad 3,5 bln zł.

Z obu banków pieniądze zostały przekazane na zagraniczne konta spółek założonych za granicą przez oficerów wojskowych specsłużb. Wszystkich przelewów nie da się dziś ustalić. "W dokumentacji FOZZ nie było księgi rachunkowej" – stwierdził Falzmann w protokole kontroli. Wiadomo, że największe kwoty trafiły na szwajcarskie konta założone przez dwa Przedsiębiorstwa Handlu Zagranicznego – Impexmetal i Universal. W tej drugiej spółce pracowała Janina Chim – najpierw na stanowisku zastępcy szefa, potem szefa działu dewizowego. Swoje stanowisko zachowała nawet wtedy, gdy pracowała jako zastępczyni dyrektora generalnego FOZZ, w ramach którego wydawała polecenia przelewów pieniędzy dla… Universalu. Był to więc ewidentny konflikt interesów.

Wielka kariera aparatczyka

Prezesem PHZ Universal był Dariusz Tytus Przywieczerski. Podobnie jak Grzegorz Żemek i Janina Chim ukończył SGPiS. Był aktywnym członkiem partii. W wirze wielkiej polityki znalazł się w roku 1976. Po fali strajków w radomskich fabrykach zbrojeniowych został skierowany przez partię do zakładów "Łucznik" w celu przywracania porządku i studzenia emocji wśród robotników. Nie trwało to długo. Pod koniec lat 70. wyjechał do pracy do ambasady PRL w Kenii. W końcu w 1983 r. został szefem spółki Universal. Miała ona zajmować się eksportem na wschód i zachód polskich towarów. Przywieczerski szybko stał się bywalcem na przyjęciach w ambasadzie ZSRR w PRL i gościem wpływowych dygnitarzy Komitetu Centralnego.

Sieć spółek

Z akt Falzmanna wynika, że właśnie takie spółki jak Universal czy Impexmetal miały za granicą skupować polski dług. Aby ukryć swoje związki z Polską, wykorzystywały własne środki do otwierania spółek-krzaków. Jedną z nich był Ulman – założony oficjalnie przez brytyjską firmę, której FOZZ zobowiązał się płacić duże pieniądze za "przechowywanie środków FOZZ na terenie Wielkiej Brytanii". To niespotykany mechanizm, aby jedna instytucja trzymała pieniądze na koncie drugiej i jeszcze jej za to płaciła.

Paradoks ten wyjaśnia to, co działo się dalej. Firma Ulman przelała na konta Żemka, Przywieczerskiego i Chim łącznie 502 tys. dol. Za te pieniądze założyli w Warszawie spółkę Trast, której zostali udziałowcami. Równocześnie, także w Warszawie, żona Żemka założyła firm Beepol. Śledztwo wykazało, że do każdej z tych spółek pieniądze trafiały poprzez łańcuch podstawionych firm, właśnie z FOZZ.

Podobne mechanizmy stosowano w Stanach Zjednoczonych. Jedną z głównych ról odegrał w tym Edward M. – polonijny biznesmen, o którym było głośno, gdy prokuratura oskarżyła go o zlecenie zabójstwa gen. Marka Papały. Edward M. był od 1985 r. informatorem wywiadu i kontrwywiadu wojskowego PRL. Najprawdopodobniej pracował również dla CIA. W latach 80. był w USA wzorem biznesowej kariery, a jego majątek wynosił kilkadziesiąt milionów dolarów. Według akt Komisji Weryfikacyjnej WSI, pieniądze z FOZZ trafiły do spółek związanych z Edwardem M. Wszystko pod pełną kontrolą oficerów służb. Pomagał w tym m.in. Tadeusz Mrówczyński ps. "Laufer", który współdecydował o lokowaniu w USA pieniędzy z FOZZ. Część tych pieniędzy "Laufer" wypłacał i w gotówce przewoził do centrali służb w Warszawie. Z amerykańskich firm pieniądze trafiły do banku w Luksemburgu, na konto innej spółki – krzak. Potem, w połowie lat 90. wróciły do Polski i zostały wykorzystane do założenia znanej, prywatnej telewizji.

Sprzedać smerfy

Dwunasty załącznik do protokołu z likwidacji FOZZ opisuje historię jednej z większych i bardziej skandalicznych inwestycji Żemka. "FOZZ sfinansował w 1989 r. nabycie przez Josepha Weinfelda i jego grupę Spółek (Group Weinfeld) znanej w świecie filmów animowanych spółki akcyjnej Sepp SA w Brukseli" – czytamy. Z dokumentów wynika, że FOZZ zapłacił za to ponad 22 mln dol., 20 mln franków belgijskich i ok. 1,5 mln franków francuskich. Wspomniana firma Sepp miała wówczas podpisane kontrakty z większością telewizji w zachodniej Europie, na polecenie których produkowała najsłynniejsze seriale animowane (m.in. "Smerfy"). Wykupiła również licencję od wytwórni Walta Disneya na wyłączność w sprzedaży jej bajek na Starym Kontynencie.

Miesięczny zysk spółki przekraczał wówczas 2 mln dol. i ciągle się zwiększał, więc mogło się wydawać, że ogromna inwestycja zwróci się w ciągu dwóch lat. Właściciel spółki – Joseph Weinfeld – związany z wywiadem wojskowym PRL – wcześniej wyprowadził jednak ze spółki wszystkie jej aktywa: nieruchomości, znak firmowy i prawa autorskie do wielu seriali. Firma, którą sprzedał nie miała żadnej wartości i wkrótce zbankrutowała. Pieniądze z FOZZ przepadły. Z kolei sam Weinfeld zeznał wiele lat później w sądzie, że całą transakcję uzgodnił wcześniej z Grzegorzem Żemkiem. Kradzież pieniędzy była więc od początku dobrze zaplanowana.

Rekiny prywatyzacji

Dzięki takim operacjom, ludzie związani ze służbami zdobywali ogromne pieniądze, które przywozili do Polski i inwestowali, najczęściej kupując prywatyzowane spółki. Modelowym przykładem jest choćby przejęcie znanego przedsiębiorstwa przetwórstwa spożywczego w Łodzi. Dokonały tego trzy osoby: wspomniany wyżej Edward M., Jeremiasz Barański ps. "Baranina" – gangster, który od początku lat 90. pracował dla wojskowych służb oraz trzeci "udziałowiec" był Zbigniew K. – biznesmen również powiązany ze służbami. Jego postać przejawia się w aferach paliwowych. Wykorzystując pieniądze z FOZZ, kupili od państwa bankrutującą spółkę i uczynili z niej lidera segmentu rynkowego. Innym przykładem może być Stanisław P. – pułkownik wywiadu cywilnego PRL. Oficjalnie pracował jako dyplomata. Zaangażował się w pomoc w lokowaniu i legalizowaniu pieniędzy z FOZZ. W zamian, otrzymał udział w zyskach. Wykorzystał je do stworzenia w Polsce komercyjnego banku istniejącego do dziś.

Pułkownik Stanisław P. to dziś jeden z najbogatszych Polaków (choć nie obnosi się z tym) i właściciel ogromnych obszarów ziemskich. Gdy pytano go o to skąd ma pieniądze na inwestycje, odpowiadał, że dorobił się za granicą. Zresztą wszystkie osoby uczestniczące w grabieży majątku narodowego zawsze przedstawiały się jako polonijni biznesmeni, którzy chcą zainwestować w Polsce. Nikt nie wiedział, że faktycznie są to ludzie służb, a ich pieniądze pochodzą z FOZZ. W ten sposób, na początku lat 90. tworzyła się w Polsce specyficzna klasa "rekinów kapitalizmu". Klasa byłych ubeków uwłaszczonych na państwowym majątku dzięki zagrabionym pieniądzom.

Od afery do "Trybuny"

Z wyliczeń Falzmanna wynika, że do końca 1989 r. na konta PHZ Universal trafiło 2,5 mld dol. tytułem pożyczek, zasileń, środków na uruchomienie innych, podstawionych spółek itp. Jedną z nich była firma Univ-comp1. Ten nikomu nieznany podmiot zarejestrowany na Antylach Holenderskich, podpisał z Universalem umowę, na mocy której przekazał około 1 mln dol. do spółki Ad Novum założonej w Warszawie przez… Przywieczerskiego.

Spółka Ad Novum została wydawcą dziennika "Trybuna". W jej władzach zasiadali prominentni politycy SdRP (partia ta przekształciła się później w SLD): Marek Siwiec (dzisiejszy eurodeputowany), Krzysztof Janik (późniejszy minister spraw wewnętrznych), Marek Ungier – późniejszy szef gabinetu i sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, Wiesław Kaczmarek – minister skarbu w czasach rządów SLD i Edward Kuczera – późniejszy skarbnik SLD. – "Gdy rozpoczynałem pracę w tej spółce, nie miałem pojęcia o jakichkolwiek jej związkach z FOZZ" – powiedział nam Marek Siwiec.

Przewodniczącym rady nadzorczej Ad Novum aż do 1995 r. był Aleksander Kwaśniewski. Tej funkcji zrzekł się dopiero wtedy, gdy wystartował w wyborach prezydenckich. W złożonym wówczas oświadczeniu majątkowym napisał, że wynagrodzenie, które otrzymywał z tej spółki, było w całości przeznaczone na pokrycie kosztów jego funkcjonowania jako przewodniczącego SdRP. W tej sytuacji trudno się dziwić, że "Trybuna" zawsze atakowała wszystkich, którzy pisali o FOZZ-ie i domagali się ukarania winnych tej gigantycznej afery. To jest Dziennikarskie Archiwum X – Wydział Śledczy "Gazety Finansowej"

Przejąć bank

W dokumentach Michała Falzmanna pojawia się informacja, że we wrześniu 1989 r. FOZZ bez żadnego uzasadnienia i wbrew statutowym celom przelał 2,5 mln dol. na konto funduszu wyborczego Dariusza Tytusa Przywieczerskiego. Ten kandydował wówczas na senatora RP. Falzmann jako pierwszy zwrócił uwagę, że przelew został dokonany już po wyborach, więc pieniądze nie mogły zostać wykorzystane na kampanię wyborczą. Wkrótce potem zniknęły z konta funduszu. Co się dalej z nimi stało – nie wiadomo. Sprawa jest tym bardziej tajemnicza, że Przywieczerski senatorem nie został. Falzmann odkrył za to, że tuż po otrzymaniu przelewu z FOZZ, Przywieczerski został jednym z założycieli Banku Inicjatyw Gospodarczych – pierwszego prywatnego banku.

Drugim ważnym założycielem BIG Banku była kierowana przez D. T. Przywieczerskiego spółka Universal. Trzeci założyciel to Fundacja Rozwoju Żeglarstwa. Jej prezesem był A. Kwaśniewski – ówczesny szef Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu. Z kolei założycielami tej fundacji byli: sam Aleksander Kwaśniewski, Mieczysław Rakowski – ówczesny premier i Bogusław Kott – współzałożyciel spółki ATS, która zajmowała się handlem bronią. Celem fundacji było wspieranie rozwoju żeglarstwa. Fundacja powołała spółkę Interster, która korzystała z preferencyjnych, wielomiliardowych kredytów przydzielanych przez… UKFiS. To te właśnie pieniądze Interster wykorzystał do założenia Banku Inicjatyw Gospodarczych.

Kolejni założyciele BIG to: spółka Transakcja (założona przez PZPR, w jej radzie nadzorczej zasiadali: Leszek Miller i Marek Siwiec) i fundacja Towarzystwo Wspierania Inicjatyw Gospodarczych. Prezesem tej fundacji był Mieczysław Wilczek – autor głośnej reformy gospodarczej z 1988 roku. Założycielami BIG byli również: Andrzej Olechowski – ówczesny dyrektor w Narodowym Banku Polskim (później współzałożyciel Platformy Obywatelskiej), oraz prezesi Transakcji i Intersteru. Jednym z pierwszych nabywców akcji był Jerzy Urban – wcześniej rzecznik prasowy rządu, dziś redaktor naczelny "NIE".

Kilka tygodni później BIG udzielił Universalowi kredytu w wysokości 300 mld zł, co stanowiło prawie 90 proc. jego kapitału. Tymczasem, jak ujawnił Falzmann, 20 lutego 1990 r. BIG otrzymał z FOZZ 160 mld. zł. W urzędowej notatce na ten temat Falzmann napisał: "Zdjęcie przez BIG z konta FOZZ kwoty 160 mld zł było bezpodstawne. Nie wynikało ono z jakiejkolwiek umowy między stronami". Falzmann powiadomił o wszystkim prokuraturę, jednak ta sprawą się nie zajęła. Wkrótce potem spółka Transakcja (założona przez PZPR) sprzedała Universalowi po zaniżonych cenach swoje udziały w BIG. Krótki czas przed tym próbował je zabezpieczyć likwidator majątku po b. PZPR.

Na cele polityczne

W trakcie procesu sądowego kierownictwa FOZZ wyszło na jaw, że na początku lat 90. z kasy Universalu przekazywano pieniądze na kampanie wyborcze polityków różnych opcji – m.in. Jacka Kuronia i Lecha Wałęsy. Do dziś nie do końca jasna jest sprawa przekazywania pieniędzy z FOZZ dla ludzi z otoczenia braci Kaczyńskich. Sfinansowano również kampanie co najmniej dwóch bardzo ważnych polityków Kongresu Liberalno-Demokratycznego, którzy dziś piastują kluczowe stanowiska (jeden w rządzie, drugi w systemie finansowo-bankowym) z nadania Platformy Obywatelskiej.

Prowadzi to do smutnej konstatacji, że większość ugrupowań dominujących dziś na scenie politycznej, była finansowana z pieniędzy FOZZ. Trudno więc się dziwić, że podczas procesu w 2005 r. skazano tylko pionki, zaś główni inspiratorzy i wykonawcy tej gigantycznej afery do dziś pozostają nieznani. Ciężko też się dziwić, że żadna frakcja polityczna nie ośmielała się wyjaśnić afery FOZZ i pociągnąć do odpowiedzialności ludzi winnych grabieży majątku narodowego i uwłaszczenia się dawnych aparatczyków partyjnych.

Leszek Szymowski

źródło: "Gazeta Finansowa"

Oceń ten artykuł: