Historia winem płynie..

Historia winem płynie..

[28.11.2013] Każda dziedzina gospodarki oprócz czynnika finansowego niesie ze sobą niebezpieczeństwo, iż ktoś sfałszuje naszą pracę. Podrobi nasz projekt, sfabrykuje to, nam czym w pocie czoła pracowaliśmy, nieudolnie skopiuje pomysł.

Fałszerze byli, są i – niestety – będą obecni również w świecie winiarskim. W ostatnich latach można było zaobserwować większą wykrywalność tego rodzaju przestępstw, jednak nadal pozostaje to wierzchołkiem góry lodowej. Inwestycyjne wina en primeur, flagowe etykiety bajecznie drogich winnic, wizerunki najsłynniejszych win świata – nic nie uszło uwadze malwersantów nastawionych na szybko zysk kosztem winnych pasjonatów i kolekcjonerów. W kilku częściach, jakże obszernej historii oszustw świata winiarskiego, razem prześledzimy najbardziej spektakularne zatrzymania fabrykantów, którzy niechlubnie zapisali się w encyklopediach kłamstw.

Czymże jednak jest fałszowanie win? Jedna z definicji określa je jako dodawanie do wina bazowego tańszych win, soków, często pełnych szkodliwych substancji chemicznych i słodzących w celu osiągnięcia pożądanych efektów, jakimi są barwa i smak. W Portugalii w latach trzydziestych XVII wieku najgłośniejszym skandalem było odkrycie, iż garstka producentów dodaje cukier do wina i podbarwia sokiem z czarnego bzu. Jeden z ministrów, Markiz de Pombal, radykalnie rozwiązał problem – kazał wyciąć wszystkie krzaki czarnego bzu w północnej Portugalii. Jednak nie tylko wino jako płyn można podrobić. Również zastępowanie etykiet z win produkowanych masowo na te drogie i trudno dostępne od setek lat stanowi piętę Achillesową speców od zabezpieczeń butelek. Oprócz przywołanego wcześniej bzu także dodanie imbiru oraz cynamonu nie pozostaje bez wpływu na wina.  Generalnie rozcieńczanie wina wszelkimi "miksturami", które nie pochodzą od winogron uważane jest za fałszowanie wina. Stanowi to na tyle palący problem, iż szacuje się, że około 5% win sprzedawanych na rynkach wtórnych może być podrobione.

Historia winem płynie..

Początków fałszowania win należy poszukiwać w czasach, gdy roześmiany człowiek wychylił pierwszy łyk sfermentowanego soku z winogron. W Oenotrii, czyli Włoszech, niejaki Piliniusz Starszy uskarżał się na podrabiane włoskie wina. Utrzymywał, iż problem osiągnął alarmujący poziom, kiedy nawet najbogatsi rzymianie nie byli w stanie określić, czy polewane im wino jest prawdziwe. Legendarne wino Falernian, które równie dobrze mogło być białe (szczep Greco di Tufo) lub czerwone (Aglianico), również nie zostało oszczędzone przez łaknących szybkiego zysku fałszerzy.

Średniowiecze "tryumfy" odnosiły wina z nobliwymi etykietami, natomiast podłą zawartością. Doszło do kuriozum, kiedy londyńskie władze zakazały właścicielom barów i zajazdów umieszczania win z różnych krajów w tym samym pomieszczeniu. W zmęczonych głowach angielskich prawodawców zaświtała pewnie myśl, iż zapobiegnie to "mieszaniu" się winom i w efekcie zlikwiduje problem. Karą za sprzedaż podrobionych win był zaledwie przymus wypicia felernego trunku przez handlowca w obecności właściciela lokalu. Nasi zachodni sąsiedzi nie stosowali taryf ulgowych. W myśl zasady ordnung muss sein malwersantów sprzedających fałszywki spotykały kary zaczynające się od jednej marki. Katalog kar przewidywał także – między innymi – pobicie na śmierć oraz powieszenie.

W czasach Oświecenia i postępu nauki tzw. winni lekarze, którzy wyrastali niczym grzyby po deszczu, wykorzystali w wyjątkowo szkodliwy dla zdrowia sposób. Tworzyli oni napoje pochodzące z bliżej nieokreślonych źródeł i substancji chemicznych. Pisarz Joseph Addison zanotował, iż "określali oni siebie mianem braterstw winnych, którzy nie widzieli nic zdrożnego w dodawaniu moszczu jabłkowego do szampanów oraz tarniny do win z Bordeaux, a następnie, jak gdyby nigdy nic, sprzedaży ich na rynku". Po epidemii filoksery, która przetrzebiła głównie europejskie winnice, celem fałszerzy padły wina różowe. Mieszano rodzynki z gotowymi białymi winami aż do uzyskania rumianego koloru. Wielu producentów francuskiego wina Tavel później przez lata musiało odbudowywać wizerunek apelacji.

W początkach XIX wieku stało się nadzwyczaj głośno o problemie podrabiania win. W 1820 roku niemiecki chemik Friedrich Accum poinformował opinię publiczną, iż wino jest jednym z produktów, które jest bardziej podatne na zagrożenie podrobienia niż inne trunki. W 1833 roku brytyjski pisarz Cyrus Redding ponownie alarmował o wspomnianych już "lekarzach winnych". Problem urósł do tego stopnia, iż w dokumencie Act 1860 brytyjskiego parlamentu zawarto wytyczne odnośnie określenia wymogów co do żywności i napojów (w tym alkoholowych). Kilka europejskich rządów pokusiło się, nareszcie, o zdefiniowanie słowa "wino", aby odróżnić autentyczne wina od fałszywych. Nie jest niespodzianką, iż w 1889 roku rząd francuski podał prawną definicję naszego ulubionego trunku. Następnie pomysł podchwyciły Niemcy (1892 r., rozbudowa w 1909 r.) oraz Włochy (1904 r.)

W czasach prohibicji w Stanach Zjednoczonych, kiedy produkcja wina była nielegalna i na to znaleziono sposób. Sprzedawano paczki "koncentratu z winogron" oraz suszone drożdże. Zmyślnie obchodzono wszelkie zakazy umieszczając na opakowaniach informację, aby "nie mieszać koncentratu z drożdżami, wodą oraz cukrem w garnku oraz nie pozostawiać samemu sobie przez siedem dni, gdyż uzyskać można w ten sposób nielegalny alkohol"

Michał „WineMike” Misior

Treści dostarcza portal nasze-wina.pl

Oceń ten artykuł: