Co jest właściwym miernikiem sprawności i skuteczności?

Co jest właściwym  miernikiem sprawności i skuteczności?

[31.03.2011] Sięgnijmy tym razem do historii flot wojennych. Jest rok 1893, M. Śródziemne, wybrzeże Libanu. Nieopodal Trypolisu przepływają dwie kolumny okrętów Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii, by zamanifestować panowanie i obecność ówczesnej Władczyni Mórz  w tym rejonie.

Eskadra szła szykiem torowym, w dwu kolumnach w odległości 6 kabli – nieco ponad kilometr od siebie. Załogi okrętów, świetnie wyszkolone przez dowodzącego eskadrą admirała Tryona, idealnie równo prowadziły swoje pancerniki i krążowniki. Utrzymywano idealnie równe odstępy i idealnie równy kurs. Admirał,  lubujący się w precyzji i bardzo skomplikowanych widowiskowych manewrach, wydał rozkaz zwrotu obu kolumn do wewnątrz a potem ku lądowi, by stanąć na kotwicach czołem do portu.

Szef sztabu, słysząc rozkaz, zasygnalizował swą obawę, że do takiego manewru niezbędna byłaby odległość co najmniej 8 do 10 kabli między kolumnami. Na admirale uwaga ta nie zrobiła żadnego wrażenia. Podobnie jak zdziwienie i pytające miny sygnalistów, gdy wydawał rozkaz na kolejne okręty i osobiście go potwierdzał.

Bezwzględna dyscyplina nie dopuszczała niewykonania rozkazu. Nie podniosły się zresztą żadne oficjalne głosy sprzeciwu. Potrzeba było tylko kilku minut, by potężny taran prowadzącego jedną z kolumn „Camperdowna”, robiącego zwrot do wewnątrz wbił się z impetem w dziób flagowego pancernika „Victoria”, wchodzącego właśnie na kurs kolizyjny w czasie realizacji lustrzanego manewru. Rozkaz wykonano precyzyjnie. Za bardzo precyzyjnie.

Wyrwa w kadłubie „Victorii” była olbrzymia. Ale okręt można jeszcze uratować. Jeśli grodzie wodoszczelne utrzymają się pod naporem mas wody, „Victorię” uda się doprowadzić na płyciznę… Ale tylko teoretycznie, bo oto w ciągu kolejnych kilkunastu minut woda zalała kolejne przedziały, przechył pogłębił się a dziób obciążony wielką wieżą artyleryjską, zniknął pod powierzchnią. Personel maszynowy próbował jeszcze wyprowadzić okręt na płycizny, ale wszystko na próżno. W potężnym wirze okręt zapadł się w otchłań wraz z 359 oficerami , marynarzami i nieszczęsnym admirałem Tryonem.

Do tej dramatycznej katastrofy doprowadził bezmyślny rozkaz bufoniastego dowódcy. Ale winne były też rygory wiktoriańskiej dyscypliny, która nawet w obliczu jasnej dla każdego katastrofy nie pozwalała nawet wysoko postawionym oficerom zakwestionować jawnie błędnego rozkazu. Obsesja posłuszeństwa i jak najsprawniejszego wykonywania rozkazów miała jeszcze inne konsekwencje. Nieprzypadkowo „Victoria” tak szybko zatonęła. Grodzie wodoszczelne – najważniejsza ochrona okrętu przed zatonięciem, były na całym okręcie otwarte.

Dlaczego dopuszczono się takiego zaniedbania? Odpowiedź jest przerażająca. Zamknięcie grodzi i przejść w grodziach utrudniałoby pracę załogi. A ściślej – utrudniałoby natychmiastowe wykonanie rozkazów w bardzo krótkim  czasie – tak, jak oczekiwał tego admirał. Absorbowało bowiem czas na otwieranie i ryglowanie włazów i drzwi wodoszczelnych. A to w konsekwencji mogło opóźnić nieznacznie szybkość wykonania manewrów, mogło narazić podoficerów i oficerów na upomnienie, mogło spowodować, że inny dowódca innego okrętu mógłby zgarnąć palmę pierwszeństwa.

Jeśli postawimy na szybkość, sprawność i dokładność wykonywania rozkazów czy poleceń , ale bez zwracania uwagi na ich zasadność i na przestrzeganie kluczowych zasad, uzyskamy niezwykle skuteczny przepis na  potencjalną katastrofę.

Treści dostarcza Portal Wymiatacze.pl

Oceń ten artykuł: