Amerykański "król spamu" został oskarżony o manipulację kursami akcji i oszustwo


Amerykański "król spamu" został oskarżony o manipulację kursami akcji i oszustwo

[05.10.2008] Jak donosi dzisiejsza prasa, 52-letni Alan Ralsky i 10 innych osób, w tym jego zięć, zostało oskarżonych o rozsyłanie po świecie e-maili zawierających rekomendację kupna mało znanych i nisko wycenianych chińskich spółek notowanych na giełdzie.Akt oskarżenia obejmuje trzy lata działalności szajki. Według śledczych, tylko latem 2005 roku udało się jej zarobić na zawyżaniu cen akcji 3 mln USD.

Już przeszło dwa lata temu miałem okazję odsłonić na Skarbiec.Biz mechanizm tego oszustwa:

»Jeszcze niedawno przestępstwa w stylu "boiler room" były charakterystyczne głównie dla państw, gdzie tego rodzaju marketing telefoniczny (tzw. cold calls) jest dozwolony przez prawo i często stosowany na rynku maklerskim. Jednakże wraz z rozwojem Internetu marketing telefoniczny znalazł przedłużenie w masowym rozsyłaniu spamu oraz ofertach za pomocą stron internetowych, często intensywnie reklamowanych za pomocą linków sponsorowanych. Któż z nas nie zaufa listowi elektronicznemu od renomowanej "financial corporation" ze Stanów Zjednoczonych? Sam niedawno otrzymałem taką wiadomość, zachęcającą mnie do nabycia akcji Koko Petroleum, co jest o tyle ciekawe, że sama spółka od wielu miesięcy odcina się od autora tych wiadomości (o czym poinformowała w specjalnym komunikacie prasowym).

Warto zauważyć, że pogłoski internetowe są dużo bardziej charakterystyczne dla rynku akcji niż walut: ich ulubionym obiektem są akcje spółek o niskiej kapitalizacji i niewielkiej płynności, ponieważ ich kursem można manipulować za pomocą odpowiedniej liczby elektronicznych wiadomości. Inna jest też struktura zysków wirtualnych "kotłowni": ich telefoniczne odpowiedniki zakładają maklerzy zarabiający na prowizjach od absurdalnych transakcji, natomiast w Internecie działają raczej zazwyczaj inwestorzy, którzy kupują pakiety śmieciowych akcji albo kontraktów, a następnie usiłują je sprzedać z zyskiem, podbijając ich kurs odpowiednimi plotkami.

Jednym z pierwszych opisanych przypadków działań tego rodzaju była akcja mailingowa 24-letniego obywatela Australii, George Hourmouzisa, który wysłał w świat cztery miliony e-maili z wiadomością, że wartość akcji spółki Rentech wzrośnie w najbliższym czasie z ok. 33 centów do więcej niż trzech dolarów. Po przesłaniu tej wiadomości cena akcji się podwoiła, a wzrost obrotów osiągnął 1.600 %. Pomysłowy Australijczyk miał jednak pecha – obrót akcjami Rentechu został zawieszony, a on sam dostał wyrok dwóch lat więzienia. Kolejny oszust tego rodzaju, Jeremy Jaynes wysyłał dziennie 10 milionów e-maili, doradzających m.in. inwestycje w akcje śmieciowe. Co prawda Jaynes zyskiwał tylko jednego klienta na 30 tys. wysłanych e-maili, ale i tak dawało mu to miesięczny utarg w granicach 400 do 750 tys. dolarów (więcej na jego temat pisał magazyn CEO w artykule "Superłowca idiotów"). «

Jak rozpoznać internetową manipulację instrumentem finansowym?

1. W żadnym cywilizowanym państwie legalnie działający makler nie oferuje swoich usług rozsyłając spam z sensacyjnymi nagłówkami w stylu "This st0ck is rea4y to ro11!" (ta błędna pisownia ma na celu zmylenie filtrów antyspamowych).

2. Nie ma sensu analizować wiadomości na grupach dyskusyjnych w stylu "dostałem poufną wiadomość, że zagraniczni wychodzą z GPW, więc złotówka będzie spadać" albo "mam pewne info, że Karkosik będzie wchodził w spółkę… ". Jak to ładnie ujął mistrz Lao-tsy: "Ci, którzy wiedzą, nie mówią – ci, którzy mówią, nie wiedzą".

[oprac. Robert Nogacki]

>>> POWRÓT
do informacji na temat oszustw na rynku kapitałowym

Oceń ten artykuł: