Rok 2012 – koniec kruszcowej hossy?

Rok 2012 – koniec kruszcowej hossy?

[28.02.2012] W świetle oczekiwanych symptomów przezwyciężania skutków kryzysu zadłużeniowego w transatlantyckich krajach Zachodu i efektów dotarcia dekoniunktury do Azji, można spodziewać się, że obecna "gorączka złota" będzie miała się ku końcowi.

Rynek złota i jego otoczenie. Rok 2012.

Wojciech Szymon Kowalski

Podczas popołudniowego fixingu 24 października 2008 r., czyli 39 dni po upadku Lehman Brothers, wartość "londyńskiej uncji" złota została ustalona na 712,50 dolarów. Od tego czasu po dziś dzień żółty kruszec nie był już notowany niżej, tym samym rozpoczął się jego kolejny trend wzrostowy. Być może nim dotknie sufitu musi przedtem zostać pokonana bariera 2000 dolarów lub nawet osiągnięty pułap 2400 USD/oz, odpowiadający urealnionej (CPI dla USA, baza 2010 r.) rekordowej cenie 850 dolarów z 21 stycznia 1980 r.

W czasach, w których tworzenie wizji katastrofy przychodzi dość łatwo, można też pokusić się o nakreślenie innego scenariusza rozwoju wypadków, ale także nie wolnego od kontrowersji. 

Gospodarka USA – wzrost w cieniu wyborów 

W wyborczym 2012 roku  Stany Zjednoczone będą kontynuowały obserwowane już od drugiej połowy 2011 r. symptomy wyraźnego ożywienia. Oznaczałoby  to, że tempo wzrostu największej gospodarki świata ciągu najbliższych 12 miesięcy zawierać się będzie pomiędzy 3,0 a 3,5proc. Taka dynamika PKB w połączeniu z deklarowanym do połowy 2013 r. utrzymaniem ceny pieniądza międzybankowego w USA na dotychczasowym poziomie, powinna przyczynić się do zauważalnej poprawy na rynku pracy.

Niewykluczone, że w finalnym etapie batalii o Biały Dom  – stopa bezrobocia oscylować będzie wokół 8,0 proc. ale dalszy jej spadek stanie się pochodną określonej fazy cyklu koniunkturalnego, ale przede wszystkim – skali postępującej reindustrializacji, tzn. odtwarzania mocy wytwórczych amerykańskiego przemysłu, który w ostatnich dekadach zbyt gorliwie przenoszono za granicę, głównie do Azji. Proces ten będzie postępować tym szybciej, im bardziej niepokojąca stanie się fala protestów społecznych w Chinach (i nie tylko), wywołanych konfliktami na tle warunków pracy i płacy. Z drugiej strony – im bardziej konkretne będą programy pomocowe, zachęcające do rozszerzenia produkcji z emblematem "made in USA".

Strefa euro – rozstrzygnięcia po 2013 r. 

Dla Europy Zachodniej, zwłaszcza tej zunifikowanej w strefie euro, nie ma "innej opcji" niż ta, która nakazuje "dyktatem dziedzictwa", historycznych doświadczeń i sumy  nagromadzonego przez wieki potencjału – po prostu przetoczyć się przez jeszcze jeden dziejowy zakręt. Przez pierwszą połowę roku – eurostrefa będzie balansować na granicy recesji, potem jednak powinno się okazać, iż mimo wszystko są spore szanse, aby rok 2012 zakończyć na wyraźnym plusie, w granicach 1,1-1,5proc.

Losy wspólnej waluty nie są jeszcze przesądzone, i takimi też nie będą w 2012 r. To czy restauracja walut narodowych stanie się faktem – rozstrzygnie się jednak nie wcześniej niż w 2013 r., na który przypadają m.in. wybory parlamentarne w Niemczech, i być może też we Włoszech. Dwa pełne lata to czas wystarczająco już długi, aby nabrać przekonania, czy zaordynowane lub/i deklarowane procesy makroekonomicznej restrukturyzacji dadzą efekty i, co nie mniej istotne ,przy jakich społecznych kosztach.

Azja, czyli gdy zapuka kryzys

Po Stanach Zjednoczonych i Zachodniej Europie swoją wersję kryzysu przerabiać będzie też Azja. W takim razie – pytanie powinno brzmieć nie "czy?", ale "kiedy?" –  i w jakiej formie problemy zawitają na ten kontynent. Z tego co można odczytać z historii ruchów społecznych trudno nie brać pod uwagę scenariuszy przypominających swą dynamiką arabską "Zimę vel  Wiosnę Ludów".

Z tą różnicą, że w regionie Azji pozytywne wzorce systemowe sprowadzają się nie tylko do jednego zdemokratyzowanego na wzór zachodni kraju, tj. Turcji, ale "oferta" ładów społeczno – ekonomicznych jest nad wyraz bogata. Abstrahując już od osobliwych przykładów Singapuru czy dawnego (brytyjskiego Hongkongu), zawiera się ona "w przedziale" od Japonii poprzez Koreę Południowa po Tajwan. Innymi słowy, inspirujących realnych alternatyw wobec ścieżki rozwoju kontynuowanej pod przewodnictwem Komunistycznej Partii Chin jest sporo.

Gdy koniunktura w "Państwie Środka" będzie się pogarszać, a tak niezawodnie się stanie, bo rozwój bez demokracji ma swoje nieprzezwyciężalne granice, wówczas – szanse na poprawę bytu dla zmarginalizowanych dotąd mas przestaną być już nawet iluzją. Ludzie obdarci ze złudzeń zdolni są do tworzenia wielkich przełomów. Reżim w Pekinie nie tylko doskonale o tym wie, ale przede wszystkim  panicznie się tego obawia. Bezpośrednim katalizatorem kryzysu w Azji wcale nie muszą być tylko Chiny.

Dla rynku złota szczególnie newralgiczne są Indie. Kraj przeogromnych kruszcowych bogactw nagromadzonych w międzypokoleniowych transferach. Jeśli kryzys uderzy silnie w Indie, to jednym z efektów byłaby olbrzymia podaż uaktywnionych zasobów "żółtego metalu", będących realnym a zarazem alternatywnym środkiem płatniczym wobec szybko tracącej na zaufaniu rupii. Jeśli ktoś pyta, gdzie mieszka współczesny Midas, to odpowiedź może być tylko jedna – w Indiach, i nie jest nim bank centralny tego kraju, ale hinduskie gospodarstwa domowe.  

Inflacja? Jeśli tak – to jeszcze nie teraz!

"Jesteśmy obecnie w sytuacji, kiedy mamy powolne tempo wzrostu gospodarczego, znaczny nadmiar środków i duże bezrobocie. To nie jest atmosfera, która sprzyja wzrostowi inflacji". Autorem tak postawionej przed rokiem diagnozy jest Paul Volcker, były przewodniczący Rezerwy  Federalnej (w latach 1979-87), a obecnie szef kryzysowego sztabu doradców ekonomicznych prezydenta Baracka Obamy. Przedstawiony przez niego osąd sytuacji znakomicie wytrzymał próbę czasu w ciągu czterech kolejnych kwartałów, i nie ma podstaw, aby w perspektywie przynajmniej dwóch następnych – stracił na aktualności.

Sygnał do zakończenia dezinflacyjnego trendu w gospodarce USA płynie zazwyczaj z rynku towarowego, a ten – w dalszym ciągu ma jeszcze z czego spadać, nawet jeśli z tych kalkulacji wyłączy się ropę naftową. Poza tym, trudno nie zauważyć, że gospodarka Stanów Zjednoczonych od kilku lat funkcjonuje w warunkach ujemnych realnych stóp procentowych, wynoszących aktualnie w skali roku ok. 3,6- 4,0proc. i w hiperinflację się to nie przemienia. W obliczu amerykańskich doświadczeń tą samą ścieżką może podążyć wkrótce Europejski Bank Centralny.

Pod nowym kierownictwem Mario Draghi`ego nominalne stopy procentowej zostały już obniżone o 0,25 pkt. proc., teraz rynki oczekują kontynuacji rozluźnienia polityki monetarnej – tak, aby w następnym ruchu główna stopa procentowa w strefie euro wynosiła 1,0 proc. a docelowo może nawet jeszcze mniej. Ocena sytuacji nestora amerykańskich bankierów centralnych brzmi tym bardziej przekonywująco, że kto jak kto, ale w minionym półwieczu w gronie największych gospodarek świata, trudno o postać bardziej przekonywującą w bezkompromisowej, a przede wszystkim w skutecznej walce z inflacją niż Paul Volcker.

Pomiędzy 1981 a 1983 r. potrafił on ją zdusić z 13,5proc. do 3,2 proc. Teraz sytuacja wygląda inaczej, a programy wsparcia typu quantitative easing serwowane ze strony Rezerwy Federalnej, przynajmniej w połowie zapobiegają zjawiskom odwrotnym, czyli deflacji. W lipcu 2009 r. Robert Prechter (autor "Teorii fal Elliota") w jednym z wywiadów, powiedział: "Ludzie z reguły najbardziej obawiają się tego, czego obawiać należy się najmniej. Inflacja była problemem w latach 70. Teraz grozi nam deflacja, która postępuje w najlepsze, podczas gdy wszyscy drżą przed czymś całkowicie przeciwnym". 

Gold Carry Trade – powtórka z lat 90-siątych?

Odpowiedzią banków centralnych na rozprzestrzenianie się kryzysu zadłużeniowego, jest zmienność ich polityki lokacyjnej względem rezerw walutowych. Jedną z form dostosowania do globalnych zawirowań jest zwiększanie posiadanych rezerw kruszcowych. Informacje o przeprowadzeniu tego rodzaju operacji finansowych, dokonywanych zazwyczaj poza rynkiem, i za pośrednictwem Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) w Bazylei, są z oczywistych względów dość skromne. Więcej na ten temat można się dowiedzieć dopiero studiując raporty roczne tych instytucji, ale też nie zawsze (casus Chiny).

W 2011 r. szczególnie dużą aktywnością na tym polu charakteryzowały się instytucje emisyjne z kręgu tzw. "krajów wschodzących", które jak podał  "Financial Times", przystąpiły do największych zakupów złota od czterech dekad. Wśród najbardziej zdeterminowanych obok Chin i Rosji, znalazły się banki centralne Meksyku, Tajlandii, Sri Lanki czy Boliwii. Nabywania kruszcu przez tego typu instytucje, nie ogranicza się tylko do trzymania ich w skarbcach. I choć mogą one sejfów fizycznie nie opuszczać, to stają się przedmiotem transakcji finansowych przeprowadzanych z instytucjami komercyjnymi. Operacje tego Gold Carry Trade przyczyniają się do uspakajania rozhisteryzowanego rynku złota i są narzędziem niewątpliwie w tym bardzo skutecznym.

Zasadniczo polegają one na pożyczaniu złota na niski procent – funduszom hedgingowym lub kopalniom złota (zanim jeszcze "żółty metal" zostanie wydobyty). Te zaś, sprzedają kruszec na rynku a otrzymane środki lokują w instrumenty o znacznie wyższej stopie zwrotu. Takie transakcje prowadzono na szeroką skalę w latach 80. i 90., a przedmiotem zakupów były odpowiednio obligacje i akcje. Jeśli rynek rządowych papierów wartościowych odzyska w 2012 r. zaufanie, a giełdy akcji zaczną się podnosić, to tego rodzaju operacje wejdą w kolejną fazę ożywienia. Z myślą o realizacji tego rodzaju transakcji akumulowane są też obserwowane rezerwy złota.

Rezerwy złota w bankach centralnych wybranych Krajów (stan na maj 2011 r.)

Kraj

Rezerwy
(w tonach)

 

USA
Niemcy
Włochy
Francja
Chiny
Szwajcaria
Rosja
Japonia
Holandia
Indie
Tajwan
Portugalia
(.)
Polska

 

8133,5
3401,0
2451,8
2435,4
1054,1
1040,1
811,1
765,2
612,5
557,7
423,6
382,5

ok. 100,0

źródło: "Handels Zeitung" za World Gold Council; "Dziennik Gazeta Prawna"

Rok 2012 – koniec kruszcowej hossy?

W świetle oczekiwanych symptomów przezwyciężania skutków kryzysu zadłużeniowego w transatlantyckich krajach Zachodu, i efektów dotarcia dekoniunktury do Azji, można spodziewać się, że obecna "gorączka złota" będzie miała się ku końcowi. Swoją droga już na przełomie III – IV kwartału 2011 r. nader wyraźnym stało się, że gros inwestorów bardziej interesuje sam zwrot kapitału niż zwrot z kapitału. Tym bardziej, że w chwilach największej paniki rynkowej, złoto nie tyle potwierdzało dogmat o "bezpiecznym porcie", ale zdecydowanie bardziej upodabniało się do "zwykłego towaru".

Pod tym względem kruszec przegrywał dość wyraźnie konkurencję z "zielonymi banknotami" Rezerwy Federalnej i papierami rządu Stanów Zjednoczonych. Umacniający się długookresowo dolar będzie w najbliższych dwóch, trzech, kwartałach głównym akceleratorem tendencji spadkowej na rynkach towarowo – surowcowych. W momencie pisania tych słów (koniec listopada 2011 r.) średnioroczna cena uncji złota w ujęciu fixingowym oscyluje wokół 1565 dolarów. W 2012 r. o tej samej porze powinna kosztować istotnie mniej, wahając się pomiędzy ceną – w dolarach – wyrażoną za pomocą trzech lub czterech cyfr.

Wojciech Szymon Kowalski
EFIX Dom Maklerski SA

Treści dostarcza miesięcznik KAPITAŁOWY

Oceń ten artykuł: