Dlaczego GPW chce kupić TGE?

Dlaczego GPW chce kupić TGE?

[29.12.2011] W Europie działa kilkanaście giełd towarowych, na których handluje się energią elektryczną. W Polsce działają dwie takie instytucje: Towarowa Giełda Energii SA oraz Platforma Obrotu Energią Elektryczną Rynek Energii GPW SA.

Jest to oryginalne rozwiązanie w skali kontynentu, gdyż w żadnym innym państwie nie działają dwie lokalne giełdy energii. Obecnie GPW posiada wyłączność na negocjacje w sprawie zakupu 80 proc. akcji TGE. Gdyby negocjacje zakończyły się sukcesem mielibyśmy jednego operatora krajowego, co teoretycznie zbliżyłoby nas do europejskiej średniej. Kwestia zakupu TGE przez GPW nie jest jednak tak oczywista.

Od zera to terawatogodziny

Dziwi, że giełda, na której handluje się papierami wartościowymi jest zainteresowana prowadzeniem obrotu towarem, jakim jest energia elektryczna. Zarówno w Europie, jak i w USA, obrotem energią i papierami wartościowymi zajmują się odrębne instytucje. Wynika to z konieczności specjalizacji i różnych mechanizmów działania obu rynków. Giełda energii wymaga współpracy wielu zakładów produkujących energię i hurtowych odbiorców. Jest to po prostu inny rynek, obejmujący inne podmioty gospodarcze i cechujący się swoistymi właściwościami. Giełda papierów wartościowych niekoniecznie musi być dobrym operatorem giełdy towarowej.

Analiza wolumenów transakcji zawieranych na obu parkietach mogłaby potwierdzać tę tezę. We wrześniu br. miesięczny wolumen na Rynku Dnia Następnego (RDN) wyniósł 1,6 TWh (1TWh = 1 mln MWh), podczas gdy obroty na rynku dobowo-godzinowym POEE (REK GPW umożliwia zawieranie transakcji w 4-dniowej perspektywie czasowej) spadają od chwili jego powstania w grudniu 2010 r. (wcześniej POEE była internetową platformą obrotu energią elektryczną). W lutym br. obrót na REK wyniósł 214 tys. MWh, w maju było to 122 tys. MWh, zaś we wrześniu niecałe 69 tys. MWh. Do tego na TGE zarejestrowanych jest 48 członków giełdy, zaś na POEE 29.

Statystyki nie mówią jednak całej historii. Także TGE długo nie mogła pochwalić się dobrymi wynikami. Wolumeny wzrosły skokowo dopiero na początku 2010 r. Na RDN utrzymywały się one przez cały 2009 r. na poziomie nieco ponad 210 tys. MWh, by w styczniu 2010 r. wzrosnąć do 420 tys. MWh. Prawdziwa rewolucja przyszła jednak wraz z wejściem w życie zmian w ustawie o prawie energetycznym w sierpniu 2010 r. Wtedy to ustawodawca nałożył na przedsiębiorstwa energetyczne zajmujące się wytwarzaniem energii elektrycznej obowiązek sprzedaży co najmniej 15 proc. energii wytworzonej w danym roku na giełdach towarowych lub na rynku regulowanym.

Spowodowało to wzrost wolumenów do 550 tys. MWh w sierpniu, 1 TWh w październiku i niemalże 2 TWh w maju 2011 r. Bardzo dobrze radzi sobie także Rynek Terminowy Towarowy TGE (RTT). Całkowity wolumen transakcji wzrósł z 658 tys. MWh w 2009 r. do 72,3 TWh w 2011 (łączny wolumen od stycznia do września). Jedynym mankamentem jest niedziałający Rynek Dnia Bieżącego (RDB). W styczniu br. nie zawarto na nim żadnej transakcji, w maju wolumen wyniósł 60 MWh, w sierpniu 485 MWh, by we wrześniu dobrnąć do 1424 MWh.

Przecinki "lub czasopisma"

Dlaczego liczba transakcji wzrasta tylko na jednym rynku? Winne temu jest sformułowanie w ustawie o tzw. obligu giełdowym, zwanej też "ustawą przecinkową". Z powodu braku znaku przestankowego, zamiast możliwości wypełnienia obliga na internetowej platformie internetowej lub na rynku regulowanym, producenci energii mogli to zrobić na internetowej platformie na rynku regulowanym.

POEE nie pomogło nawet przekształcenie platformy internetowej w POEE RE GPW, czyli w rynek towarowy. Według Urzędu Regulacji Energetyki (URE) nie jest to giełda towarowa w rozumieniu ustawy o giełdach towarowych, ani rynek regulowany w rozumieniu ustawy o obrocie instrumentami finansowymi. Sytuację wyjaśniła dopiero ustawa o zmianie ustawy Prawo energetyczne z 29 września 2011 r., która wejdzie w życie 30 października. Zmiany spowodują, że sprzedaż energii elektrycznej przez wytwórców poprzez POEE RE GPW, będzie oznaczała wypełnienie ustawowego wymogu.

Teoretycznie zatem, od listopada będą w Polsce działały dwa konkurujące ze sobą równorzędne rynki towarowe. Nie wiadomo jednak jak długo, gdyż GPW zamierza zakupić znaczącą liczbę akcji TGE. Chęć udziału w ofercie wyraziły także skandynawski Nord Pool, holenderski APX oraz polski PSE Operator lecz tylko GPW uzyskała od Skarbu Państwa wyłączność na negocjacje w sprawie zakupu 80 proc. akcji. Media informowały, iż pozostałe podmioty czują się jak statyści. Nord Pool zwrócił się nawet do MSP z prośbą o wyjaśnienia, wydaje się jednak, że nie uzyska żadnej zadowalającej odpowiedzi. Skarb Państwa wyraźnie chce, by GPW udało się przejąć TGE.

Polityka czy pieniądze?

Istotą problemu nie jest to, że Giełda Papierów Wartościowych chce przejąć giełdę towarową, choć Komisja Gospodarki nie wydaje się zachwycona tym pomysłem. Spowodowałoby to także, iż nadzór nad rynkiem energii przejęłaby KNF, choć skuteczniejszym i bardziej zaznajomionym z materią nadzorcą wydaje się być URE. Trudno też argumentować przeciwko działalności dwóch giełd towarowych powołując się na europejski standard, w którym obrotem energią zajmuje się jedna giełda w państwie, lub nawet w grupie państw. Ostatecznie, europejskie regulacje nie zawsze są najlepsze i nie należy ich przejmować, tylko dlatego, że pochodzą z Zachodu. Trudno też zakładać, że skoro do tej pory GPW nie radziła sobie z rynkiem towarowym, nie uda jej się to w przyszłości. Wiadomo przecież, że nierównowaga na rynkach wynika z kwestii prawnych, a nie z wolnorynkowej konkurencji, w wyniku której wyłonił się jeden lider.

Zatem nie chodzi tu o konkretny układ podmiotów działających na rynku, tylko o jego przejrzystość. A przejęcie TGE przez GPW przejrzyste nie jest. Sposób w jaki jedna spółka, w której większość na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy posiada Skarb Państwa, kupuje inną spółkę, w której 22 proc. akcji posiada Skarb Państwa, a kolejne 30 proc. spółki przez niego kontrolowane, nie wzbudza zaufania.

Przede wszystkim trzeba zapytać dlaczego Skarb Państwa sprzedaje sobie spółkę udając, że tego nie robi? Takie postępowanie powoduje powstanie licznych pytań i utratę wiarygodności w oczach zagranicznych inwestorów. Mając w pamięci zamieszanie wokół OFE, uzasadnione jest pytanie czy nie mamy do czynienia z kolejną próbą pozyskiwania środków do finansowania niedomykającego się budżetu? Dodajmy, środków relatywnie niewielkich. Jeżeli wartość TGE wycenia się maksymalnie na 300 mln zł, wartość akcji będących w posiadaniu SP można wycenić na 45-60 mln zł.

Jeżeli nie chodzi o pieniądze, tylko o skonsolidowanie rynku energii, przed ważnym okresem, w którym będzie tworzony wspólnotowy rynek energii, to dlaczego nie powie się tego wprost? Decyzję o stworzeniu jednolitego rynku energii, który mógłby odgrywać ważną rolę przy tworzeniu rynku wspólnotowego i byłby w stanie pilnować polskich interesów, jest przecież łatwo obronić. Powyższe argumenty wyglądają przecież na logiczne i nie ma powodu by je ukrywać. Również fakt, że państwo chce mieć znaczący wpływ na sektor energetyczny jest zrozumiały. Zapewnienie bezpieczeństwa dostaw energii, po możliwie najkorzystniejszej cenie jest ważnym zadaniem państwa. Jednak w kontekście sprzedaży TGE argumenty takie nie padają. Wszystko ma wyglądać na zwykłą rynkową transakcję ,w trakcie której jedna prywatna spółka kupuje inną.

Paweł Perka
miesięcznik KAPITAŁOWY

Bezpieczeństwo energetyczne i silna pozycja na europejskim rynku energii są celami, które nie potrzebują legitymizacji. Jednak transakcje i decyzje podejmowane przez spółki ze znaczącym udziałem Skarbu Państwa powinny być transparentne. Niestety, dominuje koncepcja "im mniej o sprawie w mediach tym lepiej". Co najwyżej temat można upublicznić po zakończeniu transakcji. W taką koncepcję wpisuje się, ku naszemu zaskoczeniu, zarówno GPW jak i Towarowa Giełda Energii. Pytania postawione w tekście zostały zadane władzom spółek, które jednak uznały, że nie czas na dyskusję. Redakcji "miesięcznika KAPITAŁOWEGO" odmówiono udzielenia wywiadu na temat przyszłości TGE. Obowiązkiem spółki giełdowej, która wciela w życie zalecenia dokumentu "Dobre Praktyki Spółek Notowanych na GPW", a taką spółką jest GPW SA, jest dbałość o należytą jakość ładu informacyjnego. Takie postępowanie stoi w sprzeczności z tymi zasadami.
Redakcja

Treści dostarcza miesięcznik KAPITAŁOWY

Oceń ten artykuł: