Fala bankructw nadciąga nad Bałtyk


Fala bankructw nadciąga nad Bałtyk

[31.03.2009] Kryzysowe tsunami dociera właśnie do krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Polskie wróżki ostrzegają, że nad wybrzeże Bałtyku nadciągnie w kwietniu tsunami spowodowane trzęsieniem ziemi. Czy bałtyckie kraje, w tym Polskę, rzeczywiście może dotknąć taki kataklizm? Czy zostaną spustoszone przez gigantyczne fale, ale kryzysu gospodarczego?

To wbrew pozorom całkiem realistyczna wizja, przed którą "Gazeta Finansowa" ostrzegała już dość dawno ("Zagrożenie kryzysem dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej jest coraz poważniejsze" 16 maja 2008 r.). Fale tsunami dotrą nie tylko do Rygi czy Wilna.

Egoizm nie pomógł

Zamiast skorzystać z sensownej propozycji Węgier, które postulowały o udzielenie pomocy finansowej rzędu 160 – 190 mld euro ze strony UE i międzynarodowych instytucji finansowych dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej, Polska postanowiła wpłacić do Międzynarodowego Funduszu Walutowego 1,5 mld euro. Egoistycznie zablokowaliśmy na poprzednim szczycie w Brukseli inicjatywę węgierską, chcąc udowodnić, że nasza gospodarka ma bardzo silne fundamenty i znacząco odróżnia się od innych gospodarek regionu. Czy tylko Łotwie, Węgrom i Estonii grozi realnie dziś bankructwo? Na razie do dymisji podali się premierzy Czech i Łotwy, deklarację rezygnacji złożył też premier Węgier.

Będzie spadek PKB

Sytuacja w naszym regionie staje się dramatyczna. Problemu w żadnym stopniu nie rozwiążą śmieszne kwoty wsparcia, rzędu kilku miliardów euro, czy kilkuset milionów euro dla poszczególnych krajów. PKB większości krajów nowych, jak i starych członków UE będą spadać. I w większości znajdą się na minusie. W 2009 r. spadek PKB Węgier może wynieść od 3,5 do 5 proc., Czech około 2 proc., Estonii 9 proc. Łotwa przewiduje 12-proc. spadek PKB. Litwie grozi 9-proc. spadek PKB. Polsce w pierwszej połowie roku grozi co najmniej zerowy wzrost, a pod koniec roku będzie już wyraźna recesja na poziomie minus 1 do minus 1,5 proc. "Gazeta Finansowa" w artykule "Czy Polska będzie już wkrótce potrzebować pomocy MFW" z 14 lutego 2009 r. ostrzegała o nadchodzących problemach. I to wbrew opiniom polskiego rządu i ekspertów wygłaszanym na temat kryzysu w polskich mediach, takich jak TVN, TVN CNBC czy TVN24.

Chcą pomocy

Takie kraje jak Serbia potrzebują dziś na szybko tzw. chwilówki – 2 do 4 mld euro pomocy natychmiastowej. Rumunia właśnie otrzymała pomoc od MFW rzędu 20 mld euro, Ukraina 16,5 mld USD, a efektów na razie nie widać. Węgrom z pewnością nie wystarczy 20 mld euro pomocy. Będzie potrzeba więcej i to dużo więcej. 10,5 mld euro już przyznanej Łotwie pomocy może nie uratować tego kraju przed bankructwem. Należy przypomnieć, że kraje Eurolandu i Wielkiej Brytanii przeznaczyły na pomoc tylko swoim bankom już ponad bilion euro. Tutaj nikt nie żałował pieniędzy. Węgry, Słowacja czy Polska ze swymi przemysłami motoryzacyjnymi w aż 97 proc. zależnymi od eksportu do starej Unii muszą ponieść ogromne straty z tytułu kryzysu, z tytułu spadku zamówień i spadku sprzedaży detalicznej. A dane z bogatych krajów UE są coraz gorsze.

Bałtyckie tygrysy czy wyleniałe koty?

Deficyt na rachunku obrotów bieżących bilansu płatniczego do PKB na Łotwie osiągnął na przełomie 2007/2008 r. aż 23 proc., w Estonii 14 proc., a globalne zadłużenie zagraniczne już dawno w tych krajach przekroczyło 100 proc. w stosunku do PKB. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które pozbyły się własnych systemów bankowych w ramach prywatyzacji oraz związały swe waluty z euro i to sztywno, najbardziej ucierpią na kryzysie gospodarczym, a są to właśnie Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Węgry, Rumunia i Bułgaria. Polski dług publiczny Skarbu Państwa to dziś około 650 mld zł, a zadłużenie zagraniczne to obecnie około 190 mld euro. Długi rosną, a pieniędzy nie ma. Na Łotwie dług państwowy to zalewie 2 mld USD. Podobnie stało się w pozostałych krajach Europy Środkowej, z wyjątkiem Czech i Słowenii.

Inni się nie wstydzą

My zrobiliśmy wiele, aby nasz region nie działał solidarnie. Wbiliśmy nóż w plecy Węgrom na szczycie w Brukseli. Uzasadniając, że czego jak czego, ale my Polacy pieniędzy rzekomo nie potrzebujemy. Możemy w kryzysie pożyczać innym, a to Islandii 200 mln euro, a to MFW 1,5 mld euro. Dziwne, że nagle przyjęliśmy z radością 300 mln euro pomocy z UE przeznaczonych na inwestycje energetyczne. To 80 mln euro na gazoport w Świnoujściu, 180 mln euro dla Bełchatowa. To kropla w morzu. I przyjęto ją być może z taką radością dlatego, że i tak nie zdążymy ich wykorzystać do 2010 r., a taki jest warunek UE. Bank światowy prowadzi intensywne rozmowy z zagranicznymi bankami komercyjnymi ze starej Unii, działającymi w krajach Europy Środkowej, w tym w Polsce, by nie wycofywały swoich pieniędzy z Europy Środkowo-Wschodniej, ratując własną skórę.

PKB pikuje

PKB Eurolandu zmniejszy się prawdopodobnie w 2009 r. aż o 3 proc. W samych Niemczech mówi się o możliwości spadku PKB nawet o 5 do 7 proc. Polski PKB będzie w tym roku ujemny. W pierwszej połowie roku będzie oscylował około 0, jednak na koniec roku będzie już wyraźnie ujemny. Tego wszystkiego nie wytrzymają kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Cykle koniunkturalne w gospodarce Europy Środkowo-Wschodniej, w tym polskiej, są opóźnione względem strefy euro o przynajmniej pół roku. Kulminacja fali uderzeniowej kryzysu w Europie Środkowo-Wschodniej i w Polsce nadejdzie więc w okresie czerwca – lipca. I może to być równoległe również z kryzysem walutowym. Wówczas euro możne kosztować 5,5 czy nawet 6 zł po obecnym przejściowym wiosennym wzmocnieniu. Będzie więc potrzebna duża interwencja walutowa. A to oznacza poważne ataki spekulacyjne.

Ten model się nie sprawdził

Dotychczas szybko rozwijające się kraje Europy Środkowo-Wschodniej, tzw. tygrysy europejskie w tym kraje nadbałtyckie, padły ofiarą nie tylko globalnego kryzysu, ale przed wszystkim nieprzemyślanych liberalnych rozwiązań, w tym błędnej koncepcji wyprzedaży sektora bankowego i sztywnego powiązania swych walut z euro. Tym samym całkowitego uzależnienia się w większości krajów Europy Środkowo-Wschodniej od napływu kapitału zagranicznego, w tym zwłaszcza kapitału spekulacyjnego, który napływa szybko, zwłaszcza wtedy, gdy stopy procentowe są wysokie, a waluty krajowe mocne. Ale równie gwałtownie odpływa, gdy stopy procentowe spadają, a krajowe waluty słabną. Niektóre z tych państw mogą ewidentnie zbankrutować i to już latem tego roku. A jedno bankructwo w tym regionie oznacza efekt domina.

Zagrożona stabilność

Drogie euro rujnuje kieszenie Słowaków. Inwestorzy zagraniczni w 2008 r. masowo wyprzedawali polskie i węgierskie obligacje. Polskich sprzedali na kwotę 20 mld zł. Nadal jednak w ich rękach są obligacje skarbowe naszego kraju w kwocie 55 mld zł. Ciekawe jak, ile i w jakim tempie pozbędą się ich w tym roku. Ewentualne bankructwo któregoś z krajów nadbałtyckich z pewnością mocno uderzyłoby w kraje skandynawskie, głównie Szwecję. Nic dziwnego, że przezorna Szwecja, w przeciwieństwie do polskiego Ministerstwa Finansów, nie zamierza czekać na rozwój wypadków.

Już pomaga indywidualnie Łotwie i Estonii – na razie kwotą 2,5 mld USD. Tymczasem kłopoty Węgier z pewnością mocno zaszkodzą austriackim bankom, a być może nawet całej austriackiej gospodarce. Zatem w interesie całej Europy, w tym również tej bogatszej części, jest, by tsunami nie rozprzestrzeniło się na całą Europę Środkowo-Wschodnią. Jeśli bogate kraje UE będą się nadal ratować przed kryzysem kosztem nowych, uboższych członków, wtedy może to zagrozić jedności Unii i stabilności strefy euro.

Janusz Szewczak

Autor jest niezależnym analitykiem gospodarczym

źródło: "Gazeta Finansowa"

>> POWRÓT
do archiwum wiadomości Portalu Skarbiec.Biz

Oceń ten artykuł: