TFI stoją nad przepaścią


TFI stoją nad przepaścią

[29.09.2008] Czy po kłopotach na giełdzie czas na TFI? Najgorsze niestety jeszcze przed nami. O dziwo w USA, w obliczu kryzysu na globalną skalę stosuje się interwencjonizm państwowy, tak znienawidzony u nas w Polsce, stosuje się nacjonalizację, nadzór i regulację rynku, co w Polsce tak mocno krytykują neoliberałowie. A przecież za chwilę może się okazać, że ucierpią, bardziej niż USA, także rynki wschodzące, Europa i niestety także Polska i to pomimo zapowiedzi, że nam kryzys niestraszny – czytamy w "Gazecie Finansowa".

Gdy zajrzymy do polskich mediów i prasy ekonomicznej, możemy znaleźć wiele uspokajających wypowiedzi analityków oraz przedstawicieli Ministerstwa Finansów, przedstawicieli TFI i OFE, że to, z czym mamy do czynienia na polskim rynku funduszy inwestycyjnych czy funduszy emerytalnych to tylko zadyszka, chwilowy trend, który już wkrótce się odwróci. I pieniądze znowu wielką falą popłyną do TFI.

I rzekomo ma się to stać za chwilę, tak jak to miało miejsce w latach 2006 – 2007. Prawdziwość tych wypowiedzi można porównać jedynie z reklamą Marka Kondrata, który w orędziu zapewnia, że jest lepiej i będzie jeszcze lepiej.

Trzeba wyraźnie i jednoznacznie stwierdzić, że nie będzie eldorado. W TFI ciągle jest jeszcze 90 mld zł, więc jest jeszcze sporo do wycofywania, nawet dla tych z anielską cierpliwością. Szkoda, że w tym wszystkim, zwłaszcza w kolejnych enuncjacjach ze strony zarządzających i doradców inwestycyjnych nie widać choćby cienia poważnej debaty i uderzenia się we własne piersi.

A jest źle, nawet bardzo źle. Fundusze akcji straciły od 1 września ok. 10 proc., ale są i takie, które traciły 20 proc. w ciągu dwóch tygodni. Niektóre instytucje finansowe, firmy ubezpieczeniowe, takie jak Eureko, a nawet niektóre banki, miały toksyczne powiązania i inwestycje w bankach typu Lehman Brothers, czy AIG, oraz w innych o których kłopotach dopiero usłyszymy – donosi "Gazeta Finansowa".

W mediach nadal słyszymy o naszych geniuszach od zarządzania dużymi pieniędzmi, czyli jednostkami uczestnictwa TFI. Słyszymy same superlatywy, najlepiej z resztą wychodzi ocenianie samych siebie. Tymczasem dziś w TFI jest 92 mld zł, a jesienią 2007 r. było tego aż 145 mld zł.

Czyli dzisiaj w TFI jest aż o 52 – 53 mld zł mniej. Warto zapytać, jakie to wielkie zespoły doradczo-analityczne stoją za naszymi zarządzającymi i właścicielami TFI. Jakie są aktualne pomysły na rozwiązanie togo pata, poza kolejnymi zachętami do kupowania, bo rzekomo taniej już nie będzie. Zarządzający nie chronią klientów przed stratami.

Można podać przykłady wielu Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych, które pod koniec czerwca po jednym z najgorszych półroczy na GPW w funduszach akcje stanowiły ogromną część, zajmowały ok. 80 – 90 proc. ich inwestycji, mimo że status zezwalał na zejście znacznie poniżej tego progu – czyli kiedy wszyscy trzymali się z dala od giełdy, fundusze nabywały akcje.

Racjonalność wskazuje, że skuteczną zasadą inwestycyjną powinno być ograniczanie strat, gdy osiągają one poziom, który określamy jako niebezpieczny i trudny do zaakceptowania. Inwestowanie i zarabianie pieniędzy to w dużej mierze psychologia, a w naszym polskim wydaniu to niestety psychologia tłumu i to nie tylko z winy drobnych indywidualnych inwestorów, którzy chcieli się załapać na spekulacyjną bańkę. Nic dziwnego, że 30 – 50 proc. strat TFI musiały wywołać reakcje obronne klientów.

Takie starty, nawet przy założeniu, że koniunktura na rynku wyraźnie się poprawi, trzeba będzie odrabiać przez co najmniej kilka lat. Zaledwie 10 proc. funduszy osiąga średnią stopę zwrotu na poziomie 10 – 20 proc. Wyjście na zero zajmie 6 – 10 lat. A co powiedzieć o funduszach, które weszły na rynek w samej hossie, czyli latem 2007 r.? A było ich co najmniej kilkadziesiąt. W tym przypadku horyzonty czasowe są naprawdę długoletnie.

więcej w "Gazecie Finansowej"

[Na podst.: "Gazeta Finansowa"]

>> POWRÓT
do archiwum wiadomości Portalu Skarbiec.Biz

Oceń ten artykuł: