Rok dobry, tylko miesiąc słabszy

zapisy na obligacje

873 inwestorów, którzy złożyli zapisy na obligacje PKN Orlen to wynik poniżej oczekiwań, zwłaszcza wobec szans na szybki zysk i szerszą niż poprzednio kampanię reklamową.

Czy jest sens szukania dziury w całym, skoro popyt przekroczył 318 mln zł w ofercie wartej 200 mln zł? W końcu przy ustalaniu warunków emisji chodzi także i o to, by były one przez rynek akceptowane, ale by jednocześnie stopa redukcji była możliwie jak najniższa. Pod tym względem możemy mówić o pełnym sukcesie, bo we wrześniu popyt sięgał 430 mln zł i zapisy największych inwestorów zredukowano jeszcze bardziej niż w grudniu.

Pozostaje jednak pewien niedosyt, bo Orlen tym razem zrobił dużo, żeby o jego emisji było głośno. Mało tego – notowania serii wrześniowej utrzymują się w pobliżu 101 proc., co oznacza, że grudniowa emisja – choć z terminem wykupu dłuższym o rok – ma szansę na notowania na poziomie 100,8 proc. Sprzedaż obligacji po tej cenie kupionych np. miesiąc wcześniej daje szansę na 10 proc. rentowność brutto w skali roku. A nawet jeśli ostatecznie wyniosłaby ona choćby i 3-4 proc., to też nie byłby przecież powód do narzekania. Mimo to, to zapisy we wrześniu były liczniejsze (prawie 1200 inwestorów), a rekord z 2013 r., gdy w jednej emisji Orlenu zapisy złożyło ponad 2 tys. inwestorów pozostaje niepobity (tamten wynik okupiono nieprzyzwoitych rozmiarów kampanią reklamową). Czego tym razem zabrakło do zmobilizowania większej liczby amatorów obligacji?

Nie jest to proste do odgadnięcia, bo łatwe pieniądze i bezpieczne inwestycje z reguły przyciągają mniejszych inwestorów. Być może zadecydowała pora roku (akurat w grudniu rzadko przeprowadzane są emisje publiczne, a z pełnym powodzeniem – jeszcze rzadziej) i pilniejsze wydatki drobniejszych nabywców obligacji. Sama wartość średniego zapisu nie uległa zmianie od września i wyniosła imponujące 363,5 tys. zł, zatem grube ryby w stawie zjawiły równie niezawodnie, co poprzednio.

Być może chodzi o pewne zmęczenie indywidualnych inwestorów, którym w tym roku zaoferowano udział w 30 emisjach przeprowadzanych na podstawie prospektów o łącznej – rekordowej – wartości 1,85 mld zł. To jednak hipoteza wątpliwa, prawie wszystkie emisje zakończyły się redukcją zapisów. Prawdopodobnie najtrafniejszą odpowiedzią na pytanie, dlaczego w emisjach obligacji bierze udział zwykle nie więcej niż 1000 inwestorów jest ta, że jest to inwestycja przeznaczona do ochrony kapitału, a nie jego budowania. Drobnych inwestorów przyciągają szalejące notowania Bitcoina, liczone w dziesiątkach i setkach procent stopy zwrotu z inwestycji w akcje i podobne „okazje”. Obligacje wciąż uchodzą za propozycje dla statecznych i dojrzałych inwestorów, na których kolejne hossy dekady już dawno przestały robić wrażenie.

Oczywiście nie jest to prawdziwy obraz rynku obligacji, jest na nim miejsce i dla spekulantów. By nie szukać daleko, zapadające już w lutym obligacje GetBacku i marcowa seria Getin Noble Banku oferują ponad 7 proc. rentowności brutto tylko dlatego, że ich notowania spadły nieco poniżej nominału, a okres do wykupu jest bliski. Jednak wyższe rentowności stały się także udziałem papierów Bestu, Kruka, Echa i kilku innych emitentów. Jeśli na kilkumiesięcznych inwestycjach, które nie wyglądają na przesadnie ryzykowne można zarobić 4-6 proc., to trudno mówić, że na Catalyst nadal jest drogo.

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: