Inwestorzy indywidualni na celowniku KNF

Szykujcie pieniądze na nowe emisje publiczne

KNF chciałaby ograniczyć podporządkowane emisje obligacji, których adresatami są inwestorzy indywidualni. Temat tygodnia wypłynął w piątek za sprawą publikacji w Pulsie Biznesu. Czy pomysł KNF jest słuszny?

Garść argumentów znajdzie się po każdej stronie. Inwestorzy indywidualni mogą nie znać ryzyka związanego z obligacjami podporządkowanymi (w razie upadłości banku są spłacane w ostatniej kolejności), kojarząc je z bezpieczeństwem, z jakim w naszym kraju obligacje wciąż są potocznie uważane. Zgoda. Ale – po pierwsze ci sami inwestorzy mogą swobodnie nabywać akcje Getin Noble Banku czy Alior Banku, które są jeszcze bardziej ryzykowne od obligacji podporządkowanych (wystarczy sprawdzić notowania akcji i obligacji GNB z ostatnich lat), a nikomu nie przyjdzie do głowy zakaz handlu ich akcjami. Po drugie, to KNF wymaga od banków coraz wyższych wskaźników adekwatności kapitałowej poprawiając bezpieczeństwo ich wierzycieli. A to oznacza także mniejsze ryzyko dla posiadaczy obligacji, zaś emisja długu podporządkowanego obniża ryzyko podmiotu, który je emituje, a nie zwiększa je.

Dodatkowo pracę związaną z oceną ryzyka wykonuje też niewidzialna ręka rynku. Warto w tym miejscu przypomnieć, że GNB miał pięć lat temu niższe wskaźniki wypłacalności niż dziś, a płacił za obligacje mniejsze odsetki. To rynek wymusił na banku podniesienie marż od obligacji do 5 pkt proc. ponad WIBOR (ta stawka obowiązywała w jego emisjach jeszcze w II kwartale). Z drugiej strony coś musi być na rzeczy, skoro od dwóch lat GNB łatwo zamyka kolejne emisje oferując w nich mniejszą rentowność niż można uzyskać na jego obligacjach notowanych na Catalyst i to przy krótszym okresie inwestycji. Inwestorzy kupujący obligacje na rynku wtórnym i na pierwotnym inaczej oceniają ryzyko związane z tymi samymi papierami, ale przecież w obu wypadkach są to właśnie (prawdopodobnie) inwestorzy indywidualni. Nie każdy z nich jest więc ignorantem w kwestii ryzyka i podobnie jak z faktu, że nie każdy wie, jak obchodzić się z sekstantem, nie wynika jeszcze, że należy wycofać je ze sprzedaży.

Ale zostawmy to. Logika artykułowana przez rzecznika KNF każe zadać kolejne pytanie. Czy inwestorzy indywidualni w ogóle zdają sobie sprawę z ryzyka związanego z obligacjami? Jaki zły duch podszepnął im wyłożenie 35 mln zł w „obligacje” Horcus Investment (sprawa w prokuraturze), kto z nich spodziewał się, że Bikershop Finanse zanotuje poślizg w spłacie odsetek już w trzecim terminie płatności? Czy wskaźnik dług netto/EBITDA ma dla nich jakiekolwiek znaczenie? Albo w jaki sposób oceniają prawdziwość wyceny zabezpieczenia na dajmy na to, kopalni iłu o wycenie portfeli wierzytelności nie wspominając? Cóż – prawda jest taka, że jak świat stary, zawsze znajdą się chętni by inwestować w cebulki tulipanów, w firmy kupujące pola naftowe w Kazachstanie czy w wysokooprocentowane lokaty „w złocie”. Czy urzędowe „zachęty” do oddania środków w zarządzanie przez profesjonalistów mogą zmniejszyć ryzyko ponoszone przez indywidualnych inwestorów? Wiadomo, że 25 proc. emisji obligacji o wartości do 10 mln zł nie wraca do właścicieli kapitału, ale mało kto chce pamiętać o tym, że licencjonowane i profesjonalnie zarządzane fundusze obligacji Copernicusa czy Idea Premium puściły swoich uczestników z torbami także inwestując w obligacje małych i średnich firm. To może jednak już lepiej pozwolić inwestorom indywidualnym na zakupy bankowych obligacji podporządkowanych i skupić się na skutecznym nadzorze banków, co przecież tak dobrze Komisji wychodzi?

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Słowa kluczowe
Oceń ten artykuł: