Licencja na małe firmy

Odebranie licencji Polskiemu Domowi Maklerskiemu sprawi, że na rynku pojawi się luka – PDM wyspecjalizował się w organizowaniu emisji obligacji o wartości kilku milionów złotych. Chętni może się znajdą, ale z inwestorami to już inna historia.

Historia PDM nie zaczęła się bynajmniej w biurowcu na Moniuszki 1A. Raczej należałoby jej poszukać na piętrze Oxford Tower (lepiej znanym jako Intraco II, a jeszcze lepiej jako biurowiec Elektrimu), gdzie siedzibę miał inny dom maklerski – Invista. W nim rolę menedżerów powierzono późniejszym właścicielom PDM. Zanim jednak „przeszli na swoje” przenieśli działalność do Domu Maklerskiego Ventus Asset Management, po czym ostatecznie uruchomili własny projekt.

Invista, Ventus a po nich PDM wyspecjalizowały się w organizacji – statystycznie – najbardziej ryzykownych emisji obligacji, czyli małych firm. W wielu przypadkach były to emisje prywatne, które nie trafiły do obrotu. Invista straciła licencję (już jako Aforti Securities), o skali projektów prowadzonych przez Ventus można przekonać się na jego stronie internetowej, PDM listę swoich dokonań schował. Dla porządku – Bikershop, LZMO, Admiral Boats, Polbrand, Marka, Kerdos – to są nazwy emitentów, które inwestorzy indywidualni zapamiętali na długo, a wszystkie one pojawiały się jako oferta tych właśnie domów maklerskich. Naturalnie nie wszystkie z przeprowadzonych ofert kończyły się defaultem, statystyk nikt nie prowadził, niemniej odsetek niewykupionych emisji, których dokumenty emisyjne przepływały przez biura dwóch kluczowych menedżerów, a później właścicieli PDM, był niepokojąco wysoki. Lecz – można powiedzieć – na tym polegał prowadzony przez nich biznes i jest sprawą ostatecznych nabywców obligacji czy oferowane 8 czy 9,5 proc. wynagradzało ponoszone ryzyko, najważniejsze, żeby byli go świadomi, co nie zawsze się udawało, bo część wymienionych defaultów można zakwalifikować jako fraudy. Jak łatwo się domyśleć, PDM i jego poprzednicy musieli za plasowanie małych emisji pobierać wynagrodzenie wielokrotnie wyższe niż obowiązujące na pozostałej części rynku. Abstrahując od odczuć inwestorów, od strony biznesowej nie był to lekki kawałek chleba, nawet jeśli konkurentów nie ma zbyt wielu lub prowadzą oni działalność w tzw. shadow-banking (do niedawna oferowanie prywatnych emisji obligacji przez podmioty bez licencji było jak najbardziej możliwe). Znaleźć odpowiedniego emitenta (który mógł przynajmniej sprawiać wrażenie wypłacalnego) i inwestorów chętnych na zakup takich obligacji nie było wszak łatwo. Gdy więc pojawiła się pokusa zarobienia większych pieniędzy na obsłudze emisji przeprowadzanych przez GetBack i przy skali sprzedaży, jaką gwarantował Idea Bank… Łatwo zrozumieć, czemu wilki z Moniuszki zdecydowały się na nią, mimo że z góry można było zakładać, iż proceder może grozić utratą licencji, a może także odpowiedzialnością karną, nie przesądzając tu o winie lub jej braku.

Ostatecznie PDM nie stracił licencji za sprzedawanie – być może – źle wycenionego ryzyka (tak jak nie za to odebrano ją Inviście), ale za powierzenie sprzedaży obligacji podmiotowi nieuprawnionemu. PDM znika, Ventus nie organizował w tym roku żadnej emisji obligacji (zgodnie z informacjami na stronie internetowej), część rynku pozostaje więc bez oferującego. Chętnych do zajęcia tej niszy pewnie nie zabraknie, ostatecznie małych firm, które chciałyby pozyskać pozabankowe finansowanie jest wiele, a Orlen tylko jeden. Trudniej może być pozyskać inwestorów do obejmowania tego typu papierów (są nimi przede wszystkim nabywcy indywidualni), ale jeśli znajdzie się ktoś, kto zechce zbudować w tym segmencie rynku długoterminową reputację solidnego oferującego, teraz ma swoją szansę.

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: