Nerwowo na rynku obligacji

Od marcowego szczytu rentowność amerykańskich trzydziestolatek spadła o 65 pkt, do 1,85 proc. i stały się najdroższe od lutego br. Czyżby inwestorzy przestali wierzyć w inflację?

W ostatnich tygodniach papiery skarbowe silnie drożały, a tempo spadku rentowności zostało zauważone przez inwestorów z rynków akcji. Wzmożony popyt na papiery skarbowe miałby sugerować, że inwestorzy nie wierzą już w przyspieszenie gospodarcze na tyle silne, by prowadzić do nadmiernej dynamiki wzrostu CPI. Co, w dniu najgłębszego spadku rentowności (w czwartek), odbiło się rzeczywiście na indeksach giełdowych. Zróbmy jednak dwa kroki wstecz, by objąć stan rynku z szerszej perspektywy.

Od sierpnia ub.r. rentowność 30-letnich obligacji USA wzrosła z 1,2 proc. do 2,5 proc. w marcu br. Spadek, obserwowany przez cztery kolejne miesiące był wyczekiwany, bo też i wcześniejszy wzrost rentowności osiągnął rozmiary z poprzednich kilkumiesięcznych korekt czterdziestoletniego trendu wzrostowego. Ostatnich kilka miesięcy, to właśnie „korekta korekty”, która zabrała równo połowę wcześniejszego wzrostu i dotarła do newralgicznego poziomu, który czterokrotnie na przestrzeni ostatnich dwóch lat powstrzymywał spadek lub wzrost rentowności, jest więc istotnym technicznym poziomem. Jak zwykle to się na rynkach zdarza, przyspieszenie tendencji może oznaczać jej zakończenie, po wyrzuceniu z rynku inwestorów, którzy grali na spadek cen obligacji i zostali zmuszeni do odkupienia obligacji po wyższych cenach.

Jednocześnie ruchy cen znalazły wsparcie w narracji banków centralnych, których przedstawicielom wspólnym głosem udało się chyba przekonać inwestorów, że podwyższona inflacja ma charakter przejściowy, a nawet gdyby sytuacja miała się powtórzyć, banki centralne mogą tolerować jej wzrost. Co oznacza, że podwyżek stóp nie będzie, nawet jeśli inflacja będzie oscylować powyżej górnej granicy celu przez dłuższy czas. Innymi słowy, rynek skorygował swoje oczekiwania dotyczące banków centralnych, niekoniecznie samej inflacji. Banki centralne uważają, że czeka nas coś w rodzaju cudu gospodarczego – wzrostu opartego na konsumpcji, ale bez inflacji. Miło jest w taką perspektywę uwierzyć i odpocząć od obaw choćby przez kilka dni.

W przypadku niemieckich obligacji sytuacja jest podobna, choć zachodzące zmiany nie są aż tak wyraźne. Rentowność dziesięcioletnich papierów rosła od grudnia ub.r. do maja br. o łącznie niecałych 60 pkt, a następnie spadła o niespełna 30 pkt, ale potencjalnie silne wsparcie zostało już złamane, ewentualnie naruszone, gdyby szybko doszło do korekty rentowności (jej wzrostu).

U nas zakończyła się już publiczna emisja Kruka – popyt przekroczył wartość oferty ponad dwukrotnie i konieczna była redukcja zapisów o prawie 60 proc. Niemal jednocześnie wystartowały zapisy w publicznej emisji Bestu, wartej jednak znacznie mniej, bo 25 mln zł (Kruk oferował 65 mln zł). Bez względu na poglądy dotyczące inflacji, emisje publiczne schodzą i będą schodziły na pniu, bo możliwości ulokowania nadwyżek nie ma zbyt wielu. Licznik tegorocznych publicznych emisji obligacji przeprowadzanych na podstawie prospektów dobija dopiero do 200 mln zł. Resort finansów sprzedaje tyle obligacji oszczędnościowych jednego dnia.

Adam Glapiński, prezes NBP, przekonywał w piątek dziennikarzy, że Polskę czekają trzy lata szybkiego wzrostu PKB, ale nie inflacji, więc nie ma powodu, by cokolwiek w polityce monetarnej zmieniać.

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: