Nie będzie tak źle

Nie będzie tak źle

Giełda wdroży postulat tak stary, że aż zapomniany – uporządkuje strukturę Catalyst. Na BondSpot notowane będą tylko papiery skarbowe, wszystkie pozostałe – na GPW. Może to zaowocować zwiększeniem płynności. Ale nie musi.

Dziś większość obligacji notowanych jest albo na GPW (do którego dostęp mają inwestorzy indywidualni), albo i na Bond Spot i na GPW. Z tym, że na Bond Spot transakcji praktycznie nie ma. Wyłącznie na rynku hurtowym notowane są obligacje BOŚ i MCI Capial ASI (po jednej serii) i dla nich samych rewolucja raczej nie jest potrzebna. Gorzej, że na GPW notowane są obligacje skarbowe, które mają trafić na rynek hurtowy – inwestorzy indywidualni stracą więc ostatnią możliwość bezpośredniego zarabiania na zmianie notowań papierów skarbowych, ponieważ oferowane im obligacje oszczędnościowe nie są notowane. Pozostają fundusze obligacji, ale to z kolei wiąże się z opłatami i zdaniem się na wyczucie rynkowe zarządzających. Nie każdemu musi to odpowiadać. Niemniej, decyzje zostały podjęte, rynek będzie miał bardziej przejrzystą strukturę, przynajmniej dla nowych inwestorów. Starzy wyjadacze zdążyli się już przyzwyczaić i kształt rynku zaakceptować.

Co jeszcze nas czeka w 2021 r.? Możliwe, że wysyp emisji publicznych. W tej chwili ważne prospekty ma trzech emitentów, ale siedmiu kolejnych stara się o zatwierdzenie prospektów w KNF. Realne szanse na wyjście na rynek z publicznymi emisjami ma ośmiu emitentów plus ewentualnie nowi chętni, czego wykluczyć nie można. Na rynek mogą wrócić Ghelamco, PCC Rokita i PCC Exol plus potencjalnie Echo Investment i PKN Orlen (z programem refinansującym). Teoretycznie istnieje więc szansa, że w przyszłym roku zamiast pięciu emitentów, jak w 2020 r., zobaczymy emisje publiczne obligacji przeprowadzane na podstawie prospektów 15 emitentów z wartością w granicach nawet 1,5 mld zł. Sensowniej jednak obniżyć te oczekiwania poniżej 1 mld zł i do ośmiu emitentów. I tak oznaczałoby to podwojenie wielkości ofert względem 2020 r. O popyt można być spokojnym – 2020 r. udowodnił, że chętnych do inwestowania w obligacje firm nie brakuje.

Jednak, póki co, ważne prospekty mają trzy firmy (w tym dwa banki), które nie kwapią się do przeprowadzania emisji. Lukę tę wykorzystują mniejsze podmioty, które na potęgę organizują tzw. małe emisje publiczne, w których dokumenty nie muszą być zatwierdzane przez KNF. Większość z nich to emisje o niskiej wartości (poniżej równowartości 1 mln EUR), które nie wejdą na rynek regulowany (próg to 5 mln zł), a zatem ich emitenci nie będą mieli obowiązków sprawozdawczych. Nie należy z góry zakładać, że wszystkie te projekty są wadliwe i skończą się defaultem, ale statystyki są nieubłagane – emisje do 10 mln zł nie zostają wykupione w terminie nawet 20 razy częściej niż większe (statystyki te niebawem stracimy z oczu, bo opierają się na podmiotach obecnych na Catalyst). Warto więc zachować ostrożność. Do pewnego stopnia wyższe zaufanie objąć może emisje organizowane przez domy maklerskie – oferowanie obligacji inwestorom indywidualnym to w dużym stopniu biznes reputacyjny.

Zasieki postawione przez rynek kapitałowy działają od dwóch lat z niezłym skutkiem. Emisje są rejestrowane w KDPW przez agentów inwestycyjnych, co zwiększa wiarygodność rynku. Ci, którzy chcą się schować przed regulacjami wpadają na wciąż nowe pomysły. W sieci wciąż można znaleźć zachęty do udzielania pożyczek, za to po nagłośnieniu sprawy z rynku spadły weksle inwestycyjne. Warto zachować zdrowy rozsądek, pomysłów na inwestycje w przyszłym roku nie zabraknie.

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: