Nie taki słaby rynek pierwotny

Wartość przeprowadzonych w I kwartale publicznych emisji obligacji wyniosła 125 mln zł i była o 15 mln zł niższa niż przed rokiem. Jeśli wyeliminować ze statystyk GetBack, różnicy nie było wcale.

Statystyka dotyczy krótkiego okresu i jej przytaczanie nie jest bynajmniej dowodem na to, że afera GetBack nie odcisnęła piętna na rodzimym rynku obligacji. Warto sobie przypomnieć, że w drugim półroczu przeprowadzono ledwie dwie emisje publiczne, a odstęp czasowy sięgał rekordowo długich czterech miesięcy. Już dziś wiadomo, że statystyki II kwartału będą dużo słabsze niż przed rokiem – wiosną 2018 r. Orlen przeprowadził emisje warte 600 mln zł. Niemniej, liczba tegorocznych ofert jest wyższa niż w drugim półroczu ub.r., a oferowane warunki przeważnie lepsze niż w poprzednich latach.

Przeważnie, ponieważ w kwietniowej ofercie Rokity kupon ustalono na 5 proc., a okres spłaty na siedem lat – tyle samo, ile oferował PCC Rokita przed rokiem. Jest to już dwunasta emisja, w której kupon ustalono na 5 proc. i jak dotąd inwestorzy nie mieli powodów, by narzekać na stałe oprocentowanie (od czterech lat zmiana stóp procentowych pozostaje w sferze dyskusji dotyczących nieprzewidywalnej przeszłości, a przez trzy wcześniejsze lata stopy spadały), czego efektem są stabilne notowania Rokity na Catalyst. Spółka jest przy tym weteranem Catalyst (emisje publiczne organizuje już od 2011 roku) i wychowała grono lojalnych inwestorów. Pozostali emitenci muszą zaakceptować nowe warunki, które narzuca im rynek.

I tu lokalna ciekawostka. Na światowych rynkach hossa na rynkach obligacji trwa w najlepsze. Rentowność amerykańskich obligacji korporacyjnych z ratingiem A spadła do 3,4 proc. (za BofA ML Corporate A Effective Yield), a spread względem papierów skarbowych (10-letnich) spadł do 85 punktów bazowych wobec 120 pkt notowanych na początku grudnia. Rentowność papierów high yield spadła do 6,2 proc. – najniższego poziomu od początku października – efekt późniejszej wyprzedaży obligacji i wzrostu rentowności do 8 proc. został w całości wymazany. U nas natomiast obraz rynku nie ulega zmianie, chyba że wziąć za nią sam fakt przeprowadzania emisji, bo warunki w nich oferowane pozostają najlepszymi od lat. Decyduje o tym właśnie specyfika lokalnego rynku dotkniętego aferą GetBack i wszystkimi jej konsekwencjami.

Pytanie brzmi, na ile popyt na obligacje na światowych rynkach związany jest z fundamentalną oceną ryzyka emitentów, a na ile jest po prostu trendem związanym z napływami kapitału, które umacniają obligacje, co oznacza zyski z wyceny, a więc także zyski funduszy. Logicznie rzecz biorąc zakup 10-letnich obligacji Szwajcarii (ujemna rentowność) czy Niemiec (rentowność bliska zeru) jest pozbawiony sensu, bo same koszty transakcyjne zabijają opłacalność inwestycji, nawet gdyby rentowności miały jeszcze trochę spaść. Popyt wydaje się mieć charakter spekulacyjny, a dobrym dowodem tej tezy była emisja Saudi Aramco warta 12 mld USD. Choć popyt sięgnął 100 mld dolarów, następnego dnia notowania obligacji spadły, co tłumaczono w ten sposób, że część inwestorów lewarowało zakupy na rynku pierwotnym w obawie o zbyt mały przydział, a skoro tylko okazało się, że popyt faktycznie jest niezwykle silny, usiłowali oni spieniężyć inwestycje już następnego dnia, aby zrealizować szybkie zyski. Wtedy jednak okazało się, że inwestorów liczących na szybki zysk jest więcej, niż tych, którzy uznaliby papiery dziesięcioletnie papiery Aramco oprocentowane na 3,5 proc., za dobrą, wieloletnią inwestycję.

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: