Nikt nie lubi kupować drogo

Wprowadzenie do obrotu najnowszej, kierowanej do instytucji, emisji obligacji Echa spowodowało spadek notowań starszych serii. Wszystko przez marżę ustaloną 85 pkt bazowych powyżej warunków z emisji publicznych.

Emisja Echa, która w tym tygodniu zadebiutowała na Catalyst (ale bez transakcji i zleceń) to kolejny przykład wyraźnego zaostrzenia warunków na rynku prywatnym. W kwietniu Echo uplasowało 100 mln zł oferując 4,25 pkt proc. za czteroletnie papiery, choć pół roku wcześniej płaciło inwestorom indywidualnym 3,4 pkt proc. marży za 4,5-letnie papiery. Oczywiście, przez te miesiące rynek się zmienił w sposób usprawiedliwiający podniesienie marż. Sam fakt, że podejście do oferowania emisji publicznych zmienił DM PKO BP odcinając wielu emitentów od możliwości pozyskania „znaczących kwot”, mógł wpłynąć na przebieg negocjacji z inwestorami profesjonalnymi w zakresie nowych warunków emisji. Nie zmienia to jednak tego, że inwestorzy indywidualni, którzy brali udział we wcześniejszych emisjach Echa (zwłaszcza ci, którzy akceptowali 2,9 pkt proc. marży) mają prawo czuć się zaskoczeni i spadek notowań obligacji Echa w ostatnich dniach jest tego wyrazem.

Inna sprawa, że w ostatnich kwartałach, choć duzi emitenci obligacji podnosili już marże, to jednak rzadko tak znacząco, jak w przypadku Echa. W 2018 r. można było mówić o skorygowaniu tendencji obniżania marż i wydłużania okresu spłaty, teraz być może należałoby już mówić o odwróceniu trendu, do którego rynek zdążył się przez lata przyzwyczaić. Wszak emisje Echa w przeszłości trafiały przede wszystkim do inwestorów profesjonalnych i także dla nich warunki nowej emisji mogą oznaczać konieczność dostosowania wycen starszych serii do nowych realiów rynkowych. Wszystko to powoduje, że rynek staje się ciekawszy i bardziej ożywiony, choć niewątpliwie dla wielu inwestorów i emitentów jego wiosenna kondycja (emisja Echa przeprowadzona została w kwietniu), to wciąż sytuacja nowa.

Catalyst wciąż przypomina o swoich przewagach względem znacznie bardziej zmiennego rynku akcji. Opublikowane w piątek wyniki Rokity rozczarowały akcjonariuszy i kurs spadł w okolice 55 zł, a więc już o blisko połowę względem najwyższego poziomu sprzed nieco ponad roku, ale jednocześnie trudno dostrzec popłoch wśród posiadaczy obligacji. Notowania spadły, lecz przeważnie utrzymują się powyżej 100 proc. nominału. Nieznacznie potaniały także obligacje spółek windykacyjnych po tym jak przypomnieliśmy w serwisie, że branża będzie musiała zmierzyć się z wyższymi kosztami dochodzenia roszczeń na drodze sądowej. Mimo tych ruchów w porównaniu do rynków akcji czy globalnych rynków obligacji, gdzie zmienność wprawdzie odrobinę przygasła, ale tylko ze względu na wyczekiwanie głosów z Jackson Hole, inwestycje w obligacje korporacyjne mogą uchodzić wciąż za wyjątkowo spokojne miejsce lokowania nadwyżek. Oczywiście nie dotyczy to obligacji firm, w przypadku których ryzyko kredytowe wyraźnie wzrosło. Na początku sezonu publikacji raportów półrocznych można zaobserwować, że firmy, które chętnie dzieliły się zyskami wypłacając hojne dywidendy, pogorszyły swoje bilanse nie tylko w odniesieniu do I kwartału, ale także w porównaniu do wielu kwartałów wstecz. Koniunktura gospodarcza pozwala oczywiście mieć nadzieję na poprawę bilansów i uzupełnienie płynności przepływami operacyjnymi, ale też trzeba pamiętać o zagrożeniach dla tak pozytywnego scenariusza.

 

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: