Skarbówki prawie wróciły do łask

Skarbówki prawie wróciły do łask

Skarbówki prawie wróciły do łask

W lipcu resort finansów sprzedał obligacje oszczędnościowe za prawie 2,4 mld zł nawiązując do świetnych wyników sprzedaży z I kwartału tego roku. W rzeczywistości to tylko echo wyników sprzedaży z kwietnia br.

Kwiecień był miesiącem wyjątkowym, jeśli chodzi o skalę sprzedaży obligacji oszczędnościowych, która przekroczyła 5,4 mld zł. Wynik ten został sprowokowany ogłoszonym na tydzień przed zakończeniem miesiąca zamiarem obniżenia oprocentowania o co najmniej 1 pkt proc. wraz z początkiem maja. W maju sprzedaż spadła do 0,9 mld zł, w czerwcu wyniosła 1,25 mld zł, a w lipcu skoczyła do 2,4 mld zł. Czyżby inwestorzy indywidualni przeprosili się ze skarbówkami i zaakceptowali obniżone oprocentowanie? Za wcześnie na taki wniosek. Za połowę lipcowej sprzedaży odpowiadają obligacje trzymiesięczne oprocentowane na 0,5 proc. w skali roku (1,5 proc. przed obniżką). W kwietniu ich sprzedaż sięgnęła 1,08 mld zł, a trzy miesiące później 1,2 mld zł – stąd wniosek, że w większości przypadków chodziło nie tyle o nowe zakupy, co zwyczajne przedłużenie inwestycji. Wyniki sprzedaży innych serii potwierdzają ten wniosek, choć np. sprzedaż dwuletnich obligacji rzeczywiście była w lipcu równie wysoka, co w I kwartale (okolice 350 mln zł), mimo obniżenia ich oprocentowania do 1 proc. Ale do kwietnia br. motorem sprzedaży obligacji oszczędnościowych były papiery cztero- i dziesięcioletnie, indeksowane inflacją. W tym wypadku o odbudowie popytu do dawnego poziomu nie ma mowy. Sprzedaż 10-latek była w lipcu o połowę niższa niż w marcu i lutym i aż o dwie trzecie niższa niż w styczniu. Z kolei sprzedaż obligacji czteroletnich musiałaby wzrosnąć jeszcze o 50 proc., by zbliżyć się do wyników z I kwartału, zaś wynik z kwietnia (2,85 mld zł) jest w ogóle poza zasięgiem (w lipcu było to 0,7 mld zł).

Natomiast trzeba przyznać, że cztero- i dziesięcioletnie obligacje rzeczywiście przyciągają nowe środki (nie jest to tylko rolowanie zapadających emisji), tyle, że nie można porównywać obecnej skali ich napływu do tej z pierwszych miesięcy roku. Nie chodzi tylko o niższe oprocentowanie i niższą marżę ponad inflację, ale także o same perspektywy inflacji (powszechne jest oczekiwanie jej obniżenia) i być może także większy stopień niepewności finansowej nabywców papierów.

Na Catalyst nadal jest drogo (o tym pisaliśmy w zeszłym tygodniu) i nie zanosi się na korektę. Inwestorzy na rynku obligacji korporacyjnych pogodzili się już z nowymi warunkami – niskim WIBOR’em i spadkiem oprocentowania lokat bankowych, stąd obligacje firm wydają się bardziej kuszące niż wcześniej mimo coraz niższej rentowności. Co ciekawe, tym warunkom nie ulega rynek pierwotny. Znamy już wyniki wakacyjnych emisji publicznych i wszystkie one sprzedały się świetnie, rozchwytywane przez inwestorów indywidualnych. Ze sprawozdania Benefit Systems, które przymierza się do przeprowadzenia emisji jeszcze w III kwartale, wynika jednak, że również i ten ceniony przed pandemią emitent zgodził się na wyższe oprocentowanie. Marża ponad WIBOR wzrośnie o prawie 2,2 pkt proc. względem emisji z 2016 r. dla czteroletnich papierów (emisja z 2016 r. dotyczyła trzyletnich), a Benefit dołoży jeszcze zabezpieczenia.

Wygląda więc na to, że najwyższe kupony czekają na inwestorów na rynku pierwotnym, przynajmniej tak długo, jak będzie wśród emitentów istniało przekonanie o niepewności popytu. Pierwsze udane emisje mogą je zmienić, choć elementem decydującym byłyby zapewne dopiero sygnały o napływie poważnych środków do funduszy dłużnych.

Źródło: Emil Szweda, Obligacje.pl

Oceń ten artykuł: