Eko=lepsze?

Eko=lepsze?

[30.11.2010] Czy żywność ekologiczna jest rzeczywiście lepsza od konwencjonalnej? Czy jest smaczniejsza? A może nawet zdrowsza? Z badań wynika, że produkty z napisem "eko" mają swoje zalety. Ale mają też wady.

Dziś panuje moda na ekologię. Sklepy oferujące ekologiczną żywność wyrastają jak grzyby po deszczu. Ale nie tylko w nich znajdziemy produkty eko. Coraz więcej półek w zwykłych supermarketach zapełnia żywność z napisem zapewniającym nas o jej ekologicznym pochodzeniu. Czy jednak różni się ona pod względem jakości od żywności konwencjonalnej?

Eko-pułapka

Odpowiedź na to pytanie może rozczarować wielu amatorów produktów ekologicznych: żywność eko wcale nie wypada lepiej w testach od żywności konwencjonalnej. Oba rodzaje produktów bywają oceniane zarówno bardzo dobrze, jak i niedostatecznie – mniej więcej po równo. To wynik analizy 52 testów wykonanych przez niemiecką Fundację Warentest od 2002 r. W testach badaniom laboratoryjnym na zawartość między innymi szkodliwych substancji i bakterii oraz oceniających smak i zapach eksperci poddali 249 produktów ekologicznych i 1007 zwykłych.

Tego, że żywność ekologiczna może być nawet gorsza od konwencjonalnej, dowiodły testy gotowych dań dla dzieci. Okazało się, że co prawda słoiczki z logiem "bio" były bezpieczne pod względem zawartości substancji szkodliwych; nie zawierały też bakterii, ale od strony odżywczo-fizjologicznej pozostawiały wiele do życzenia: były zbyt ubogie w witaminę C i w tłuszcz. Inny przykład widzimy w teście oleju rzepakowego. Wśród olejów ekologicznych większość została zdyskwalifikowana ze względu na wady sensoryczne.

Ale są i takie ekologiczne produkty, które zwykle okazują się lepsze od swoich konwencjonalnych odpowiedników. Do nich należy na przykład mleko.

Nie zawsze można w teście rozpoznać, czy na każdym etapie produkcji były zachowywane zasady rolnictwa ekologicznego. Ale niektóre wyniki badań mogą dać nam wskazówkę co do tego, czy eko jest rzeczywiście eko. I tak na przykład w żywności ekologicznej bardzo rzadko natrafiamy na pozostałości pestycydów (ich stosowanie w ekologicznych uprawach jest niedozwolone).

Czasem ekologiczny produkt możemy rozpoznać po składzie. To dotyczy chociażby mleka: z analizy jego składu można wyczytać, czy krowy, od których mleko pochodzi, były karmione zieloną trawą czy też innymi paszami. Również skład łososia ujawni nam, czy ryba pochodzi z hodowli ekologicznej. Mięso takich łososi na różowo barwi naturalny pokarm, a nie dodane barwniki. Tych ostatnich można używać w hodowlach konwencjonalnych, ale w ekologicznych już nie.

Eko-moda

Żywność ekologiczna ma to do siebie, że jest znacznie droższa od konwencjonalnej. Dlaczego? Niewątpliwie ceny podbija już sama moda na to, co ekologiczne: wielu konsumentom wydaje się, że to, co dużo kosztuje, musi być lepsze.

Wysokie ceny eko-produktów nie są jednak do końca nieuzasadnione. Ich wytworzenie kosztuje więcej. Rolnicy nie stosują nawozów azotowych, chemiczno-syntetycznych pestycydów, a zwierząt nie hodują na masową skalę. Dlatego w ekologicznym gospodarstwie potrzeba więcej pracy ludzkich rąk, droższych pasz, a zbiory są mniejsze. To podnosi cenę, więc my, konsumenci musimy sięgnąć głębiej do kieszeni. I to dużo głębiej. Różnice między cenami produktów ekologicznych i konwencjonalnych sięgają nawet 400-500%. To bardzo dużo.

Biały ser wyprodukowany zgodnie z zachowaniem eko-zasad to wydatek rzędu 21 zł. Jego zwykły odpowiednik kosztuje około 4 zł. Za 700 ml ekologicznego mleka zapłacimy 9 zł, podczas gdy na litr tego konwencjonalnego wydamy nieco ponad 2 zł. Ekologiczna mąka kosztuje około 10 zł, a zwykła – 3 zł. To tylko kilka przykładów z polskich sklepów. Co ciekawe, na Zachodzie ceny żywności ekologicznej nie są aż tak znacząco wyższe od cen konwencjonalnych wyrobów. Na przykład w Niemczech na eko-produkty trzeba wydawać średnio o 30-50% więcej niż na pozostałe.

W Polsce, jak się wydaje, zwolennicy żywności ekologicznej są skłonni wydawać na jedzenie majątek w przekonaniu, że kupują zdrowie i modny styl życia. Dlatego znaleźli się producenci, którzy na tej eko-modzie żerują. Przecież w sklepie z ekologiczną żywnością albo w ekologicznym dziale supermarketu wystawione są nie tylko wyroby pochodzące autentycznie z rolnictwa ekologicznego. Wśród nich można znaleźć i takie, które tylko zapakowano w szary papier i nazwano "ekologicznymi". Tego typu zabiegi mają stwarzać wrażenie, że do koszyka wkładamy produkt ekologiczny, podczas gdy z zasadami rolnictwa ekologicznego ma on niewiele wspólnego.

Szkodliwe substancje

Kiedy kupujemy żywność, nawet z jednym z powyższych certyfikatów, i tak nie możemy mieć stuprocentowej pewności, że będzie ona pozbawiona jakichkolwiek szkodliwych substancji. W ramach testów przeprowadzanych przez Fundację Warentest każdy produkt jest sprawdzany pod względem zawartości substancji, które są szkodliwe dla naszego zdrowia. Należą do nich na przykład pestycydy, czyli środki ochrony roślin. Ich pozostałości mogą znaleźć się w produktach, które trafiają na nasz talerz.

Jeśli chodzi o pestycydy, żywność ekologiczna akurat faktycznie wypada lepiej w porównaniu z konwencjonalną. Testy z ostatnich lat pokazują, że w 75% przebadanych ekologicznych owoców, warzyw i herbaty pestycydów nie było. Tymczasem tylko 16% konwencjonalnych produktów mogło poszczycić się brakiem pozostałości pestycydów.

To, że pestycydów w artykułach z etykietką "eko" jest mniej, wcale nie znaczy, że ich konsumenci są przed nimi całkowicie uchronieni. Dyrektywy unijne dopuszczają bowiem w uprawach ekologicznych stosowanie 27 pestycydów pochodzenia naturalnego. Ale czy ich naturalne pochodzenie gwarantuje, że nie są one szkodliwe dla zdrowia? Bynajmniej. Wystarczy przykład środka o nazwie rotenon, który w testach był wykrywany w ekologicznej papryce z Hiszpanii i włoskiej sałacie. Okazuje się, że może on u ludzi podwyższać ryzyko zapadnięcia na chorobę Parkinsona. W Polsce stosowanie rotenonu nie jest dozwolone, ale na nasze talerze trafia wraz z produktami z importu.

Treści dostarcza Portal Pro-Test.pl

Oceń ten artykuł: