Ekonomia protestów „gilets jaunes”

Protesty gilets jaunes, nazwane tak z uwagi na żółte kamizelki, które francuscy kierowcy muszą zakładać w przypadku awarii pojazdu, to spontaniczny i chaotyczny ruch, którego postulaty nie są precyzyjnie określone, ale który cieszy się bardzo dużym poparciem na obszarach wiejskich. Wszystko zaczęło się w momencie, gdy ceny benzyny poszły w górę w efekcie wzrostu cen ropy naftowej i podatku ekologicznego.

We Francji podatki stanowią około 60 % ceny benzyny. W przypadku zakupu przez konsumenta jednego litra benzyny, 60 centów to cena ropy naftowej, z czego 10-20 centów to opłata za transport z rafinerii do stacji benzynowej, około 1 euro to krajowy podatek konsumpcyjny od produktów energetycznych, a 20 % to VAT.

Protestujący sprzeciwiają się podatkom ekologicznym nałożonym przez rząd Macrona, które w trakcie jego prezydentury wyniosły około 55 mld EUR, ponieważ bezpośrednio ograniczają ich siłę nabywczą. W istocie we Francji wskaźnik Consumer Stress Index po raz pierwszy od września 2014 r. wykazuje podwyższony poziom, przede wszystkim w efekcie podwyżek podatków w styczniu ubiegłego roku (podniesienie contribution sociale généralisée, czyli składki na ubezpieczenie społeczne, jak również podatku od produktów tytoniowych i paliw).

Podwyżki te bardzo negatywnie wpłynęły na konsumpcję w I kwartale 2018 r. i jeżeli rząd nie opóźni planowanej na I kwartał 2019 r. podwyżki podatku ekologicznego, może ona przynieść podobny efekt, jednak w znacznie mniej korzystnych okolicznościach ze względu na wolniejszy wzrost gospodarczy i wyższe ceny ropy.

Sprowadzenie tego ruchu wyłącznie do protestów przeciw opodatkowaniu przysłoniłoby jednak szerszy kontekst sytuacji. Realnym problemem przyczyniającym się do protestów żółtych kamizelek jest coraz większa różnica pomiędzy miastem a wsią. W ciągu ostatnich 40 lat polityka publiczna Francji koncentrowała się przede wszystkim na pięciu czy sześciu dużych ośrodkach przy całkowitym pominięciu obszarów wiejskich. Mieszkańcy tych regionów tracą dostęp do usług publicznych, są narażeni na rosnące bezrobocie i w coraz większym stopniu pozbawiani są połączeń komunikacyjnych z krajowymi ośrodkami handlowymi.

Poniżej załączyłem najlepszą mapkę, jaką udało mi się znaleźć, która obrazowałaby proces opuszczania tych obszarów wiejskich przez rząd – prezentuje ona ewolucję francuskiej sieci kolejowej w latach 1910-2014. Wyraźnie widać, że w 1910 r. nawet mała miejscowość miała połączenie pasażerskie z metropolią, jednak od tego czasu polityka skoncentrowana na zaledwie kilku miastach doprowadziła do zamknięcia wielu mniejszych linii kolejowych.

W efekcie mieszkańcy wsi zmuszeni zostali do poruszania się samochodami ze względu na brak alternatywy. Na obszarach takich odległość od miejsca pracy, supermarketu czy szkoły dziecka może wynosić nawet kilkadziesiąt kilometrów. Dla najmniej zamożnych gospodarstw domowych wyższe ceny benzyny mogą oznaczać istotne obniżenie ich siły nabywczej.

Uważam, że rząd Francji zapłaci wysoką cenę za nieudolną reakcję polityczną na te protesty. Różnica pomiędzy zglobalizowanymi mieszkańcami miast a zapomnianymi przez polityków mieszkańcami wsi to jeden z głównych czynników populizmu. Protestujący nie są zasadniczo przeciwni podatkom ekologicznym; popierają oni przejście na bardziej przyjazne dla środowiska rozwiązania, nie są jednak w stanie sprostać podwyżce opłat ekologicznych w sytuacji, gdy żyją od wypłaty do wypłaty.

Do tej grupy nie przemawia idea „narodu start-upów”. Ludzie ci chcą jedynie móc utrzymać się z własnej pracy i poczuć się częścią Francji. To, czy na protestach skorzysta głównie skrajna prawica, czy skrajna lewica, jest jeszcze niejasne, ale jedno jest pewne: to punkt zwrotny dla prezydentury Macrona.

Źródło: Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku

Oceń ten artykuł: